Wysłany:
2014-03-11, 22:58
, ID:
3030391
4
Zgłoś
Miałem kiedyś podobną sytuację z kumplami jakieś cztery lata temu. Wzięliśmy we dwóch acodin popijając sokiem pomarańczowym, trzeci nie brał, bo miał mieć na nas oko. Siedzimy sobie spokojnie w domu, nagle kumpel mówi, że musi do toalety. Poszedł i... siedzi tak dziesięć minut. Zaczynamy się niepokoić. Przysłuchujemy się bardziej i słyszymy, że zaczął wymiotować. Wrócił po kolejnych dziesięciu minutach zmulony i rozbity. Stwierdziliśmy, że pójdziemy na świeże powietrze, może mu to coś da. Przez ten czas mnie w ogóle nie brała faza.
Poszliśmy do Biedronki po jakąś wodę. Chodzimy między stoiskami we trzech, wzięliśmy co mieliśmy wziąć i idziemy do kasy. Po chwili zmulony znajomy mówi, że będzie wymiotował. Szybko wyszedłem z nim na zewnątrz i poszliśmy jakieś dwadzieścia metrów za sklep schować się za garaże. Przez drogę kumpel wstrzymywał się przed wypuszczeniem lawy na zwenątrz tak bardzo, że walił gazy jak opętany. Akurat były godziny popołudniowe i mijały nas dziewczyny wracające z liceum. Bywa. Zaraz po chwili znaleźliśmy się za garażami, doszedł do nas kumpel, który wcześniej został w sklepie. Obserwujemy biedaka. Daliśmy mu jakieś krzesło żulowskie, żeby sobie spoczął. Ten siadł i zaczął bujać głową w górę i w dół będąc skulony, jak jeż ruszany kijem. Było mu widocznie niewygodnie, bo po paru minutach opuścił tron i poległ na trawie obok jakiś gówien. Powoli mu przechodziło, pewnie przez stopniowe oczyszczanie organizmu poprzez ciągłe pierdy i wymioty.
Po jakiejś godzinie nastąpił koniec złego, ruszyliśmy dalej, w strone boisk w szkole podstawowej. Gość poczuł się na tyle dobrze, że zaczął śpiewać i wychwalać w niebiosa wszelką zieleń miejską i ogólnie życie.
A mnie nic nie pobrało... No, może lekko zmuliło, bo grałem później po powrocie do domu jeden popierdolony i prosty motyw na gitarze przez blisko dwie godziny.