Wysłany:
2023-10-04, 10:05
, ID:
6527812
3
Zgłoś
Co widzimy na tym materiale? Rzeczywistość, wydarzenie historyczne.
Na czym polega różnica pomiędzy czytaniem książki do historii a oglądaniem tego materiału? Otóż na tym, że w książce od razu dostaniemy gotową interpretację, która (jak widzę w niektórych komentarzach) ma tylko jedno zadanie - wywołać alergię na Hitlera bez zadawania pytań. Na Hitlera patrzy się wyłącznie przez pryzmat tego, jakie miał dokonania, jaka to była skala ludzkiej krzywdy. Tak, była.
Ale czy samo wytworzenie w ludziach odruchu "Hitler? Fuj!" uchroni nas przed powtórką? Tak, jak przed kieszonkowcem nie uchroni nas wykrzykiwanie "Złodziej? Fuj!", tak przed tyranią, totalitaryzmem i innymi formami bezwzględnej władzy nie uchroni nas impregnacja na tylko jeden jej rodzaj, albo odrzucanie tylko jednej symboliki, flagi czy gestów. Wręcz przeciwnie - jeżeli ustalimy, że zło pochodzi tylko od sfastyki i heilowania, to nie zauważymy, jak opanuje nas dokładnie to samo tylko dlatego, że będzie posługiwało się inną symboliką.
Istnieje takie powiedzenie "język wroga trzeba znać". I nie, nie chodzi tu o to, żeby znać niemiecki by móc wsłuchiwać się w przemówienia Hitlera i przesiąkać jego ideologią. To powiedzenie było bardzo aktualne podczas wojny, gdy znajomość języka pomagała przetrwać, bo udawało się z wyprzedzeniem poznać zamiary oprawcy. W dzisiejszym rozumieniu oznacza to dwie rzeczy - nie daj się zamknąć we własnej bańce informacyjnej, pomimo tego, że jest ci to wygodne - bo możesz zacząć być urabiany tylko na jedną modłę - porównuj, wyrabiaj własne zdanie, natomiast drugą rzeczą jest to, że jeżeli nawet masz ugruntowane swoje poglądy - wszystko jedno jakie - poznawaj poglądy przeciwnej strony, bo dzięki temu dowiesz się, jak będą chcieli Cię zaatakować, rozbroić. Sam fakt przekonania do własnej racji może nie wystarczyć, by się obronić. Największą, zresztą, satysfakcją jest pokonać wroga jego własną bronią - skąd więc ją znać, czy jej zasady działania, jak nie z zapoznania się z nią?
Druga sprawa - dużo ważniejsza i mam wrażenie, że cenzura dużo bardziej przed nią próbuje nam zamykać oczy - skuteczność. Facet powiedział co powiedział, nawet sam praktycznie nie ukierunkowywał swoich oskarżeń, to z tłumu padło uzupełnienie. Skuteczność wzięła się nie z tego, że sam był jakiś demoniczny, tylko z tego, że odwołał się do tego, co ludzie byli w stanie sami sobie, jednomyślnie dopowiedzieć, co czuli, co znali z własnego podwórka.... wszyscy mieli te same obserwacje. Ergo - to nie w przemówieniach była siła (w gruncie rzeczy wcale nie był wybitnym czy elokwentnym mówcą), tylko w tym, że wyciągnął z Niemców to, co w nich siedzialo, a okazywało się być praktycznie tym samym. W czasach, gdy komunikacja szła raczej tylko z góry na dół, a dół pomiędzy sobą nie był tak skomunikowany jak obecnie, czy nawet 50 lat temu, nie było przekonania, że "moje myśli" może także podobnie wyrażać sąsiad. On im to tylko ubrał w slowa, a efekt skali uzyskał zbierając ludzi fizycznie obok siebie - gdyby gadał to np wyłącznie do radia, to nadal nie odniósłby takiego efektu. bo ludzie nie widzieliby po swoim otoczeniu, że zadziałał na nich tak samo mocno. Ergo - nie wnikając nawet w treść przemówień, uniwersalna nauka z tego płynie taka, że jesteśmy impregnowani na to, co mogłoby być zwyczajnie skuteczne. Nic, zresztą, dziwnego - jeżeli wiesz, że masz dzialające narzędzie, to dla osiągnięcia swoich celów nie będziesz go upowszechniał, by inni osiągali swoje cele, gdy są sprzeczne z Twoimi. To taka trochę tajemnica biznesowa. Łatwiej jest, gdy przeciwnik jest głupi - to jest prawdziwy powód banowania Mein Kampf.
I wreszcie trzecia sprawa - patrząc na współczesność nie dziwmy się, że firmy, które wspierają BLM dają okradać przez nich własne sklepy. To tylko z pozoru wydaje się być głupie i niedorzeczne. To jest neutralizowanie zagrożenia poprzez niewielkie koszty na rzecz zaspokojenia niskich potrzeb. Daj się wrogowi nażreć, a z pełnym brzuchem straci ochotę na wojowanie, czując już wystarczający dobrostan. Normalny człowiek widzi firmę i złodziei okradających jej sklepy - i dobrze widzi. Ktoś, kto ma szersze spojrzenie zobaczy w tym, że firma wpisze to w straty na poziomie zbliżonym do daily business. A jak jeszcze przy okazji można spowodować cudzymi rękami straty u konkurencji, ale mniejszej.... no to tylko lepiej!
Co, jeżeli ludzie, którzy finansowali Hitlera (a przecież pieniędzy sobie z ogródka nie wykopał), mieli dokładnie te same zamiary - zlikwidować konkurencję spośród sobie podobnych, ale korzystając z faktu, że mamy chętnego fanatyka, który w razie czego weźmie na siebie i na swój naród odpowiedzialność za to i jeszcze potem przez dekady będzie płacił odszkodowania? Po 100 latach widać, jaki jest tego rezultat.... po prostu znaleźli sobie frajera od mokrej roboty. A jak zaczęło mu iść za dobrze, to dwie armie wyznaczyły mu gdzie jest jego miejsce.
Patrzymy tu więc na narzędzie, a nie na mózg operacji....