Powiem już krótko: na walki słowne umawiaj się z tobie równymi.
O samej nauce nie chcesz rozmawiać? Ty, NAUKOWIEC
? Przydałaby ci się lekcja filozofii - każdemu to polecam! Czy jest w ogóle sens mówić o nauce nie filozofując? Nie widział tego sensu Galileusz, nie widział, Newton, nie widział Leibniz, nie widział Einstein, nie widział nawet Hawking (prawie każdy wielki uczony uprawiał filozofię, dyscyplinę ścisłą).
Wtedy, to znaczy po zajęciu się filozofowaniem (której działem najważniejszym jest logika), być może przestałbyś być tak zaślepiony... Bo mogę wołać nawet, gdy same argumenty nie przejawiają: kolego, nie zdajesz sobie sprawy o ile jestem lepiej wykształcony od ciebie - i już mi nie chodzi tu o wiedzę a'la wiki. Lecz ty wyłącznie zerkasz nerwowo na wskaźnik siły wymowy, nie na samą wiedzę... Tak najłatwiej rozpoznać kogoś, kto wykształcenie wiąże co najwyżej z pracą, nie samym zainteresowaniem.
Doucz się, zmienisz zdanie, zapewniam cię - i mówię to jako, czego chyba pewien już być mogę, straszy, bardziej doświadczony kolega.
p.s.
A swoją drogą, nie uczę się "na filozofii", choć można powiedzieć, że przez filozofię.
p.s. 2
Naprawdę uważasz, że bez wiedzy - czyli bez całego procesu weryfikacji konkurencyjnych hipotez naukowych - zgromadzonej przez średniowiecze, renesans, barok, czy już mniej katolickie lecz ciągle chrześcijańskie, oświecenie, byłby możliwy postęp wieku XIX i XX?!
p.s. 3
Po co wymyślasz jakieś bzdury, by poprzeć argumentem swoje twierdzenia? Czyżbyś aż tak łakomy był na poklask internetu?