Wysłany:
2012-12-17, 15:56
, ID:
1664891
6
Zgłoś
@Donor
Nie chcę cię obrażać, ale popełniłeś typowy błąd kogoś, kto myśli, że ateiści to idioci.
Ateizm nie jest religią.
Normalnego ateistę cechuje to, że nie zawraca sobie głowy tym, czy Bóg jest czy go nie ma, stara się również nie wdawać w dyskusje religijne, a jeśli już w jakiejś uczestniczy, to jasno przedstawia swoje zdanie i nie odzywa się więcej (bo zazwyczaj zlatują się wtedy katole, nie mylić z katolikami). Jeśli przypierdala się do innych o to, że wierzą, to mogą być dwa wyjaśnienia:
1) jest frustratem i nie znosi gdy inni robią coś, co w jego mniemaniu jest głupie,
2) jest imbecylem, któremu wydaje się, że zbawi świat odwodząc ludzi od religii.
Obie postawy ukazują moim zdaniem niedojrzałość.
Każdy ateista również ma inne powody by sądzić, że Boga nie ma. Nie jest tak, że każdy zawierza ślepo nauce. Czasami wynika to z osobistych przeżyć (np.: strata wiary po śmierci kogoś bliskiego), a czasami z jakiś przemyśleń, które nas w takiej postawie utwierdzają (np.: skoro Bóg istnieje, to dlaczego jest tyle religii, które ze sobą walczą, powodując mnóstwo cierpienia, i które nie skupiają się na założeniach spisanych w ich świętych księgach? Dlaczego hierarchowie religii są często hipokrytami?). A czasem z zaufania empirycznemu poznaniu, które bardzo rzadko zawodzi.
Ja np.: ufam czemuś ala Nietzsche'ańskiej szkole. Ludzie boją się wziąć na siebie odpowiedzialność za swoje czyny, więc "wyłączają" ją z siebie formując urojony byt, który pomaga im funkcjonować w świecie. I nie uważam żeby było to coś złego. O ile im pomaga i dzięki temu są zdrowymi i normalnymi obywatelami, to niech wierzą i nic mi do tego. Byleby nie starali się każdemu wciskać swojej religii. Ja nie boje się odpowiedzialności za to co robię, nie uważam też, żeby po życiu coś było, jestem pogodzony z faktem, że po prostu kiedyś umrę. Jeśli jednak coś tam będzie (nie mówię co, może to nie będzie ani piekło, ani niebo, tylko coś innego?), to wtedy (po śmierci) uznam to za ciekawy obrót okoliczności i zwiedzę sobie nowy "świat".
Nie wierzę też ślepo nauce, bo lepiej zachować w tej kwestii ostrożność. Jeśli naukowiec ci powie, że ten związek chemiczny zapobiega rakowi przez 50 lat, to łykniesz go bez zastanowienia?
Nie zastanawiają mnie też pytania jak się zaczął wszechświat. Co nam po tej wiedzy? Nie odtworzymy takiego "zjawiska". Bo albo trzeba by było mnóstwo ściśniętej masy (teoria wielkiego wybuchu), albo trzeba by być Bogiem (religie), a Bogiem stać się nie można (jeśli przyjmiemy założenia religii za prawdziwe).
Wolałbym jednak żeby ludzie bardziej krytycznie podchodzili do otaczającego ich świata. Więcej myśleli, a nie ufali na ślepo innym.