sensualna napisał/a:
co ci matka zrobiła za dzieciaka że teraz masz takie a nie inne podejście do kobiet?
Mówiąc najprościej, kobiety są mega atechniczne, są może nieliczne wyjątki.
Przykład - prosta sprawa jak odpalanie samochodu na pych. Żona "lubi" zostawiać samochód na światłach, jednej zimy ją ze 3 albo 4 razy na pych odpalałem, ale osoby postronne też jej pomagały kilka razy. Tłumaczysz procedurę, kilka prostych punktów, tak za każdym razem. Ile razy bluźniłem, bo pcham auto z całej siły a auto stoi albo ledwo jedzie i się okazuje, że:
- "
o jejku, ręcznego nie spuściłam";
- "
przecież mówiłeś, że miałam puścić sprzęgło" (mimo, że auto nawet nie ruszyło z miejsca).
Albo prosisz, żeby nie kręcić kierownicą do oporu, bo wtedy maksymalnie skręcone koła stawiają piekielny opór i się zesrasz a nie ruszysz z miejsca. Raz pchałem auto i pięć razy "
nie odpala" (odpowiednio szybkie puszczenie sprzęgła po osiągnięciu minimalnej prędkości to zbyt skomplikowana czynność) w końcu się wkurwiłem, sam popchnąłem auto, wskoczyłem do środka i jakimś cudem auto odpaliło za pierwszym razem.
Nawet sama diagnostyka przez telefon: chcesz się dowiedzieć, czy napięcie przysiada, czy bendix pracuje, cokolwiek. W odpowiedzi słyszysz "nie wiem, po prostu nie odpala". Sytuacje, które przeciętny facet rozwiązuje w kilka sekund (np. wyłącznik uderzeniowy) albo w kilka minut na poboczu przy użyciu podręcznego zestawu narzędzi, dla kobiety kończą się wezwaniem lawety albo wizytą w warsztacie. Do tego dochodzi rżnięcie w warsztatach samochodowych. Raz żona oddała samochód do warsztatu, bo jej ktoś lusterko urwał. Dzwoni z płaczem, powiedziałem, że dzisiaj nie zdążę kupić lusterka to jutro po pracy na szrot podjadę i wymienię. NIE, ona musi teraz mieć zrobione mimo, że nigdzie nie będzie jechała przez kilka najbliższych dni. Powiedziała, że w takim razie oddaje auto do warsztatu bo na mnie nie można liczyć. Szczęście, że jak wróciłem do domu to oddzwonili z warsztatu i słyszałem jej rozmowę z mechanikiem. Nie dość, że za zamiennik lusterka z malowaniem chcieli 350zł, to jeszcze chcieli wymieniać tarcze + klocki przód, oraz jeden z drążków kierowniczych i wahaczy, bo są już luzy. Za wszystko chcieli prawie 1000zł, żona bez namysłu się zgodziła
. Za 2 minuty dzwoniłem do warsztatu, że zaraz przychodzę i zabieram samochód. Lusterko w kolorze kupiłem na szrocie za 80zł, a hamulce i wahacz wymieniłem sam kilka tygodni później.
Myślałem, że to żona jest indolentna w kwestiach technicznych, ale rozmowa z kolegami w pracy utwierdza mnie w przekonaniu, że to się tyczy niemal wszystkich kobiet.