Wysłany:
2012-08-26, 11:01
, ID:
1360302
5
Zgłoś
Nietakjaktrzeba, tamte czasy to trochę inny biznes muzyczny. Dopiero ujawniał on swoje rozmiary. Muzycy w tamtych czasach zarabiali bardzo mało, grali dla przyjemności, nikt nie wiedział wtedy dokładnie ile to całe granie jest warte. Nie to co teraz, że jakiś zespół w zapyziałej Polsce nie wyjdzie na scenę zagrać 3 numery z playbacku jeśli nie dostanie 50 000 zł na głowę. Grube ryby siedzące na górze doskonale wiedziały że muzycy niebardzo znają wartość swojej pracy, chciały więc zatrzymać takiego przy sobie, płacąc mu jak najmniej i dbając o to, żeby był zadowolony. Tacy ludzie płacili zespołowi w narkotykach (bo sex, drugs and rock&roll, nie?), dostarczali samochody, jak zadzwoniłeś to i dom dostałeś, ale hajsu nie widziałeś (wyjątkiem był Elvis). Dobry przykład: Black Sabbath - panowie nie zobaczyli ani grosza do wydania bodaj 4 płyty. Dostawali miski pełne kokainy, dupy i byli zadowoleni. Kolejny przykład - Grand Funk Railroad. Oni byli troszkę mniej rockandrollowi niż BS, grali codziennie dla kilkudziesięcio tysięcznej publiczności za tak marny grosz, że ledwo sobie hotel opłacali (tak! musieli opłacać hotel!). Gdy w końcu powiedzieli managerowi, że coś jest nie tak, ten pozwał ich do sądu, kapela znikła ze sceny muzycznej i jej członkowie zadłużyli się na milionowe sumy żeby zapłacić panu managerowi odszkodowanie.
Piękne czasy, co?