Może jak u wrony . . . też bezpiecznik wyskoczył
Pytanie, czy z tym bezpiecznikiem, to nie była bujna historyjka LOTu, żeby nie brać na siebie odpowiedzialności, tylko zwalić na pilota...
Przerobiłem 2 lata na tramwajach. Nie raz były sytuacje, że tramwaje przepuszczały hamowanie, był to błąd falowników w starych wozach po modernizacji. Dajesz na hamowanie, falowniki dostają pierdolca, tramwaj nie reaguje, nie wyrzuca żadnych błędów na pulpit czy do pamięci, po prostu zero reakcji. Po chwili wszystko wraca do działania normalnie. Oczywiście pierwszą rzeczą po czymś takim jest zjazd do zajezdni bez ludzi i wpisanie błędu w kartę. No i sobie można było tak pisać, ale na zajezdni zaplecze w 5 minut sprawdziło, że tramwaj hamuje, to następnego dnia powrót na trasę, a motorniczy wychodził na debila. Raz jakiś nowy wypierdolił w inny tramwaj. Twierdził, że hamował, a tramwaj nie reagował. Firma stwierdziła, że motorniczy zasnął lub zagapił się w telefon, więc młody, jako że nie głupi, to poprosił o włączenie do sprawy (miał już wtedy prokuratora na głowie) zapisu z monitoringu - z kabiny, z kamer zewnętrznych i wewnętrznych, by było widać, czy kimkolwiek chociażby bujnęło w momencie, w którym on dał na hamowanie. I tak, jak potrafili złapać cię na kamerach na dłubaniu w nosie, tak teraz magicznie akurat się okazało, ze monitoring w tym tramwaju nie działał...
Także wracając, czy jak techniczni z LOTu weszli do kabiny, to czy pod nieobecność pilota, nie cyknęli bezpiecznika, żeby samemu po dupie nie dostać, bo na przykład - jak druga popularna teoria w tej kwestii mówiła - czy nie były uszkodzone przewody hydrauliczne...