1) Jeśli ktoś ma wyjebane w czytanie opowieści sprzed 20 lat to powiem w skrócie że miałem konia który ciągał chuja po ziemi.
2) Kto ma 3 minuty na przeczytanie mojego pierdolenia co to nie było kiedyś - zapraszam poniżej
czy młody koń czy stary, jak byłem gówniakiem i jeździłem z tatą albo dziadkiem do " punktu rozpłodu klaczy" bo tak się to nazywało ponad 20 lat temu to była normalna sprawa gdy gościu wkładał/ pomagał włożyć końską pytę w klaczą pizde . ( swoją drogą jest to zastonawiające dlaczego dorosły koń sam nie ogarnie bzykania i w dziurę nie trafia, ale na pewno po jakimś czasie by mu się to udało/ po wielu próbach)
Jeśli w promieniu 30km nie było żadnego nowego ogiera to żeby nie mieszać podobnej krwi i uniknąć poronienia lub niedojebanego źrebia które zdechnie po kilku tygodniach jechało się właśnie do takiego punktu. Tam co raz sprowadzali z różnych stron Polski konie do rozpłodu ( za co i tak dobrze kasowali hajs jak na tamte czasy ok 600zł na obecnej inflacji pewnie by wyszło 2-3000zł ).
Pierwszy raz w wieku około 8 lat gdy to zobaczyłem to byłem w szoku. Co tu się wyprawia o matko bosko. Ale chuj z tym, tak po prostu było i jak widać nadal jest.
Największa frajda była gdy się jechało bryczką lub saniami przy mocnym mrozie ( a tych koni trochę mieliśmy ) , zapatuleni w koce, a światłami sań były świece w oszklonych "lampach" z tyłu były czerwone szkła, z przodu były bezbarwne - ogólnie wyglądało to w nocy jak samochód z rozładowanym akumulatorem który ledwo daje prąd na lampy.
Jeden taki hardy zaganiacz zaźrebił moją klacz. Urodził się około 2002 roku, i wtedy najsławniejsze wiadomości mówiły o wojnie na wschodzie i Binladenie - i tak też go nazwaliśmy, co okazało się trafne. I właśnie ten Binladen gdy już się urodził w stajni ojca i trochę dorósł był popierdolony w opór. Ruchał wszystko co się ruszało i siał na wybiegu spustoszenie, po 2 latach od narodzin, krowy, konie, kozy - jeden chuj, na wszystko wskakiwał i ruchał albo rozpierdalał zagrody a co najlepsze kutasa odziedziczył po ojcu a nawet go przerósł bo był taki długi że ciągał go po ziemi
koniec końców z powodu przerośniętej pały wdała mu się infekcja od przecierania fiutem o ziemię i weterynarz kawałek czapy mu uciął i wysterylizował
Po tym zabiegu już nie ruchał, ale lufa mu nadal dyndała tuż nad ziemią