To ja wam opowiem co odjebał kiedyś mój dziadek w PZU w Katowicach.
Otóż dziadkowi jakiś kmiot wjebał do fury. A zrobił to tak niefortunnie, że szkoda była całkowita. Orzekli tak dwaj rzeczoznawcy i jeszcze jeden powołany niezależnie. Niestety PZU grało w chuja jak Sasha Grey i nie chcieli wypłacić hajsu. Co zrobił mój dziadek - wariat. Wziął butle po occie nalał napoju (żółta Hellena) do flaszeczki, wziął chusteczkę materiałową i zapalniczkę. Poszedł do biura PZU. Baby go jak zwykle zbywały słodkim pierdoleniem. Narracja się zmieniła kiedy mój dziadek wyjął spod pazuchy butelkę, ścierkę i zapalniczkę i zapytał co on ma teraz zrobić. Te kurwy grube tak przewijały nogami...widzieliście kiedyś zapierdalające nosorożce?
Oczywiście alarm, policja, straż, dziadka mi zdrutowali, wywieźli na komendę, wezwali mu pogotowie czy z deklem ma ok. Na komendzie ten bierze flaszkę i mówi "dyć to jest kurwa mój napój, szmata, ta pizda nie odróżnia szmaty od chusteczki! Fojercok, bo se kurwa zakurzyć lubia". Poprosili o konsultację psychiatryczną i wyszło, że zdrowiuśki, tylko mocno wkurwiony na oszustów. Jakoś się dziadek wymiksował i nic mu nie dojebali za to. A PZU się ogarnęło, po kilku miesiącach jak dostało list od prawnika nawet spalenie tych kurew nawet by nie pomogło.