Moj ojciec był technikiem kryminalistyki w komendzie na warszawskiej Pradze-płn w latach 90-tych. Często opowiadał jak szedł do pracy korytarzem i na podłodze leżeli lokalni bandyci skuci kajdankami w oczekiwaniu na przesłuchanie, przewiezienie czy na co oni tam czekają... Płakali bo im zimno, sikali pod siebie bo dostali pałą za pyskowanie, wzywali mamę jak im policmajster powiedział że bedą siedzieć. No komedia. Szkoda że wtedy neta nie było. Powrzucać im to na fejsa jak obszczani mamusie wzywaja