Jak stałem na stopa w Calais (PÓŁTORA DNIA KURWA) to niedaleko cała wioska namiotów i mieszkali sobie, a wokoło autostrady wjeżdżającej do portu to już na tony się tego kręciło w te i we wte. Najgorzej że nic sobie nie robią z innych, włażą pod koła, kręcą się blisko i przyznam że jak grupa się ich kręciła bezpośrednio blisko mnie to bałem się że mogą plecak podpierdolić albo coś. Przez nich także nikt nie chcę się zatrzymywać także no poczekałem sobie. Jeden nawet zagadał, starszy facet, z Sudanu, zaskakująco dobrze po angielsku mówił. Widać jednak że wiele do stracenia nie ma i zrobilby wszystko żeby się przedostać, ale jednak szczególnie młodsze osobniki to bydło jakich mało i trochę go jednak się przedostaje bo potem takie somo bydło się kręci po ulicach w UK, gdzie aktualnie studiuję.
W powrotnej drodze zabrałem się ciężarówką do anglii, poczas wjazdu tymi kretymi zakamarkami do portu to istna murzyńska corrida, BIEGALI WSZĘDZIE, pomiędzy tirami, (a wiadomo, widoczność pod samą szybą ządna) także łatwo ich potrącić etc. Wjebało się nam troje na pakę o czym nas inny kierowca poinformował i dzięki kolegom spędziliśmy miłe 3 godziny w porcie na przetrzepywaniu naczepy. W sumie ciekawe doświadczenie, można było się przyjrzeć jak żandarmeria sobie z nimi radzi (chujowo, nie kwapia się z przyjazdem a jedyne co z nimi robią to wyjebują za ogrodzenie), ale przynajmniej zjadłem sobie kolację popijając herbatą i oglądając czarnych władowywanych bez ceregieli do suki