Urobione bezmózgi. Żaden nie chce umierać ani zostać ranny, ale każdy pójdzie na wojnę. "Bo tak każą". "Bo tak już jest".
Oddają hołd zabitym kolegom, zaogniają swój gniew względem wroga. Są skorzy, by zabijać, ale płaczą jak dzieci, gdy im urwie nogę. I tak każda ze stron konfliktu.
I każda strona uważa, że to oni są tymi dobrymi, że to oni mają słuszność. A żaden się nie zastanowi, czy aby na pewno ma rację, tylko próbuje zmusić do tego przekonania drugą stronę.
Każda jednostka na wojnie myśli, że to właśnie jemu się uda, że on przeżyje. A większość ginie.
Ci zaś, co przeżyją są kalekami fizycznymi, lub psychicznymi - bo do końca życia nie mogą zapomnieć o okrucieństwie i bezsensie wojny.
A dlaczego to wszystko? - Bo tak nam każą.
Bo przedstawiali nam całe życie, że wojna to coś fajnego. Nauczyli nie myśleć, nie kwestionować, dostosować się do reszty i słuchać poleceń.
Biedne bezmózgi. Chodzą jak w zegarku.
To są prawdziwi macho? Bo idą w jatkę dać się zabić, lub okaleczyć? No tak - w nagrodę dostaną kawałek błyszczącej blaszki, z której powinni być dumni i której inni powinni im zazdrościć. A potem jako weteranów i tak nie będzie się ich szanować.
Myślą, że są wielcy? Prawdziwy cwaniak siedzi w miękkim fotelu i wydaje polecenia ich generałom.
Ja to widzę tak: zwykli ludzie, najczęściej młode chłopaki są wysyłani na wojnę, na którą tak naprawdę nie chcą iść. Boją się. Woleliby prędzej zagrać razem w piłkę, napić się, pogadać, przelecieć niejedną dziewczynę. Nawkładano im wzniosłych haseł do łbów, stłumiono pozostałe myśli, nauczono robić tak, jak grupa (każdy z osobna już nie byłby taki odważny i przekonany do wojny), dano karabin i pokazano kierunek. I teraz zwykłe chłopaki idą się nawzajem zabijać. Bo przecież po obu stronach są zwykli ludzie, którzy zabijają innych zwykłych ludzi. Ot takie wzajemne zabijanie się. I mnóstwo cierpienia, wrzasków i jęków.
Pamiętajcie, że zawsze mamy wybór. ZAWSZE.
Co do mnie np... jeśli mnie kiedyś zmuszą do pójścia zabijać innych (na wojnę), to pójdę (bo inaczej sąd polowy i najczęściej kula w łeb). Będę się zgadzał na wszystko ...do czasu, aż dostanę broń do ręki. A wtedy prędzej zabiję swojego dowódcę, niż tych, których on mi każe zabijać.
Ale przecież wszystko zależy od rodzaju wojny. Jeśli uznam, że jest słuszna (np. bronić kraj przed najeźdźcą), to będę walczył. Ale to ja tak muszę uznać.
Nudne się już robią te teksty z murzynami.
Zwłaszcza w takim temacie powinny być warnowane.