Tak się składa, że byłem naocznym świadkiem tej sytuacji.
kontakt24.tvn24.pl/naczepa-w-ogniu-ale-kierowca-jedzie-dalej-sceny-jak...
Tutaj jeden z filmików mojego autorstwa.
Ogólnie rzecz biorąc, jadąc dalej trasą, widzieliśmy jeszcze palące się lub tlące opony m.in. na naszym pasie. Więc tak jak uważałem rok temu, tak uważam nadal, że tak to ujmę, MAM W DUPIE UBEZPIECZONĄ NACZEPĘ, jeśli wątpliwe działanie mające prowadzić do nierozprzestrzeniania się pożaru stwarza tak ogromne zagrożenie w ruchu drogowym.
Wyobraźcie sobie, że wyjeżdżanie zza zakrętu na takiej trasie, nie widzicie co jedzie, bo zasłania Wam pagórek (tak właśnie jest na tamtej trasie) i nagle zza barierki wypada prosto na Was płonąca opona. O ile byście przeżyli, to na pogrzebie Waszych bliskich też byście mówili "dobrze, że kierowca tak postąpił, bo przynajmniej uratował część ze swojego ładunku KLEJÓW?
Ludzie, trochę wyobraźni, a przede wszystkim stopniowania. Czy stwarzanie tak dużego zagrożenia może być usprawiedliwione przez chęć uratowania ładunku, który powinien być na takie przypadki ubezpieczony?
A i tak btw. gość nie jechał 40-60. grzał pełną parą, jadąca za nim straż pożarna nie mogła go dogonić...