Widać gościu nie ma wyobrazni. Za gnoja, mając po13, 15 lat robiliśmy z kumplami coś podobnego. Z tą różnicą, że lufa była z rurki stalowej 0.5" do hydrauliki. Z jednej strony był gwint, mufka i zaślepka taki korek z gwintem. Całość była skręcona obejmami z drewnianą kolbą. Zbieraliśmy na poboczu dk7 ołowiane ciężarki co odpadły z kół samochodów, przetapialiśmy je i zalewaliśmy foremki w klocku dębowym. Foremki to były po prostu nawiercone otwory na głębokość ok 15mm w tym klocku. Średnicy nie pamiętam, ale wchodziły na wcisk w tą rurkę 0.5". W młynku do kawy mieliliśmy węgiel drzewny, potem się dodawało chyba saletrę i siarkę, taki był nasz "proch". Zapłon był dość prymitywny, bo w tą dziurkę w mufce wkladało się lont, który robiliśmy ze srajtaśmy skręconej i umoczonej w wodnym roztworze saletry i cukru. Po wysuszeniu taki "lont" działał jak lont.
Potem po nabiciu zapalniczka, kupa iskier przez chwilę i jeb. Odrzut to miało potężny bo kaliber słuszny i ilość ładunku. Robiliśmy też dla zabawy bombki z mufki 1" i dwóch zaślepek. Zapłon tym razem był elektryczny a efekt porównywalny z granatem, kruszyło płyty chodnikowe. Na szczęście jeszcze żyjemy i mamy wszystkie kończyny. Wiem, glupi byłem. Nie róbcie tego w domu. Na zewnątrz też