Parę tygodni temu, po narodzinach naszej córki, mąż i ja zdecydowaliśmy się, że będziemy się kochać. Nie mogliśmy się doczekać aż upłynie pełne 6 tygodni zalecane przez mojego lekarza. Tak więc zważywszy na to, że nie powinnam jeszcze uprawiać seksu i że dopiero urodziłam dziecko - nie brałam jeszcze tabletek antykoncepcyjnych, nie mieliśmy też gumek. Zdecydowaliśmy się więc na stosunek przerywany i "na bosaka". Kiedy już się kochaliśmy, było wprost cudownie, ale nie wiedzieć czemu, kiedy on już miał dojść, pomyślał, że pobiegnie do łazienki zamiast po prostu spuścić się na prześcieradło.
Byliśmy tak podnieceni i zaaferowani, że na chwilę zapomnieliśmy, że nasz mały noworodek spał w kołysce tuż obok łóżka. Kiedy on wstał by biec do łazienki, nie wytrzymał i... doszedł. Doszedł wszędzie. Jego sperma była na dywanie, na ścianie i trochę... na twarzy naszego małego dziecka.
To nie jest coś, co koniecznie muszę ukrywać, ale na pewno nie chciałabym powiedzieć o tym nikomu lub jeszcze raz być w takiej sytuacji. Mój mąż i ja przyrzekliśmy, by więcej nie mówić ani słowem o tym co się wydarzyło, ale zdaje się, że mam nierówno pod sufitem i czasami wciąż o tym myślę śmiejąc się pod nosem.