Kolesiostwo w Urzędzie Pracy
kydeM
• 2015-12-12, 17:22
262
Witam. Dziś chciałbym opowiedzieć Wam historię której byłem świadkiem w Urzędzie Pracy. Staram się o dofinansowanie z Unii na rozpoczęcie własnej działalności także musiałem parę dni temu skierować swoje kroki do UP.
Po długim oczekiwaniu pod drzwiami, po minięciu przerwy śniadaniowej dla tych nierobów przyszła w końcu moja kolej. Kurwa poczułem się jakbym wygrał los na loterii...
Siedzę w pokoiku, kobitka po drugiej stronie wklepuje dane do komputera a ja przysłuchuję się rozmowie, która toczy się w sąsiednim pomieszczeniu (której nie powinienem być świadkiem):
- No słuchaj Mirek ty nie szukasz pracy? Mam tutaj ciekawą ofertę. Bla bla bla bla...
Tutaj najciekawsza kwestia która mnie osobiście wkurwiła:
- No bo pracodawca nie chce żeby mu się przewijali ludzie tylko chce jedną zdecydowaną osobę. Nawet nie będę tej oferty wrzucała na tablicę tylko zadzwonię i powiem, że przyjdziesz na rozmowę...
Po chwili faktycznie zadzwoniła do jakiejś kobietki i umówiła chłopaczka na rozmowę.
Mieszkam w małym mieście także po rozmowie tej urzędowej mendy wiedziałem o jakiego pracodawcę chodzi.
W tym momencie postanowiłem pokazać jakim jestem wrednym chujem.
Po wyjściu z tego burdelu pierwsze kroki skierowałem do lokalnej gazetki aby dać ofertę pracy (pracodawca powinien mi podziękować zaoszczędziłem jego cenny czas i poświęciłem parę zł). Ogłoszenie pojawi się w poniedziałek.
Ofertę umieściłem także na kilku popularnych lokalnych stronach . Taki dobry wujek ze mnie.
Kończąc moje wypociny. Wiem, że nie zbawię tego świata ale mam nadzieję, że przez moje działanie ten miras nie zostanie zatrudniony a pracodawca nie odpędzi się od chętnych (tym bardziej, że mamy taki okres a nie inny i bezrobocie duże).
Serdeczny chuj im na imieniny. Taki Mireczek siedzi na dupie w domu, sami do niego zadzwonią i pod nos podsuną ciepłą posadkę a ludzie pod drzwiami czekają po kilka godzin i chuja dostaną
Po długim oczekiwaniu pod drzwiami, po minięciu przerwy śniadaniowej dla tych nierobów przyszła w końcu moja kolej. Kurwa poczułem się jakbym wygrał los na loterii...
Siedzę w pokoiku, kobitka po drugiej stronie wklepuje dane do komputera a ja przysłuchuję się rozmowie, która toczy się w sąsiednim pomieszczeniu (której nie powinienem być świadkiem):
- No słuchaj Mirek ty nie szukasz pracy? Mam tutaj ciekawą ofertę. Bla bla bla bla...
Tutaj najciekawsza kwestia która mnie osobiście wkurwiła:
- No bo pracodawca nie chce żeby mu się przewijali ludzie tylko chce jedną zdecydowaną osobę. Nawet nie będę tej oferty wrzucała na tablicę tylko zadzwonię i powiem, że przyjdziesz na rozmowę...
Po chwili faktycznie zadzwoniła do jakiejś kobietki i umówiła chłopaczka na rozmowę.
Mieszkam w małym mieście także po rozmowie tej urzędowej mendy wiedziałem o jakiego pracodawcę chodzi.
W tym momencie postanowiłem pokazać jakim jestem wrednym chujem.
Po wyjściu z tego burdelu pierwsze kroki skierowałem do lokalnej gazetki aby dać ofertę pracy (pracodawca powinien mi podziękować zaoszczędziłem jego cenny czas i poświęciłem parę zł). Ogłoszenie pojawi się w poniedziałek.
Ofertę umieściłem także na kilku popularnych lokalnych stronach . Taki dobry wujek ze mnie.
Kończąc moje wypociny. Wiem, że nie zbawię tego świata ale mam nadzieję, że przez moje działanie ten miras nie zostanie zatrudniony a pracodawca nie odpędzi się od chętnych (tym bardziej, że mamy taki okres a nie inny i bezrobocie duże).
Serdeczny chuj im na imieniny. Taki Mireczek siedzi na dupie w domu, sami do niego zadzwonią i pod nos podsuną ciepłą posadkę a ludzie pod drzwiami czekają po kilka godzin i chuja dostaną
bloodwar
• 2015-12-12, 17:28
Najlepszy komentarz (160 piw)
Eee to jeszcze nic, koleżanka miała tak, że wymyśliła sobie super biznes - mało wkładu własnego, trochę cięzkiej pracy i stały zysk a więc marzenie każdego smolbyznesmena, poszła po to dofinansowanie na 40 tysi z urzedu - dokładnie tyle ile jej trzeba było na start, złożyła wszystkie papiery i... kobita jej mówi, że brakuje jakiegoś tam papierka. Ok, doniosła, czeka na konkurs ale wie że to formalność - jej pomysł to pewniak, biznes jest na tyle unikalny i nowy, że nie ma szansy żeby w morzu punkótów ksero i salonów fryzjerskich (takie biznesy przeważnie ludzie zakładają za te śmieszne 40 tysi) jej nie został zauważony przez komisję. I co? Przegrała, wygrała kobieta która... wymysliła sobie dokładnie ten sam pomysł, w tej samej lokalizacji, miała tyle samo przedmiotów do kupienia etc ale złozyła dzien wczesniej projekt - no po prostu jak ksero. I... to było ksero, poszła do urzedu, poprosiła o te papiery z komisji do wglądu i kobita miała dokładnie to samo, kropka w kropkę co ona, nawet te same błędy ortograficzne i literówki, tylko data złożenia inna (ta "autorka" złożyła w ten sam dzien co ona przyniosła po raz pierwszy swój projekt, tylko musiała donieść papierek wiec koleżance dzien później został przyjęty a decydowała kolejność zgłoszeń) i inne było nazwisko autora projektu - a nazwisko, dziwnym trafem, toższame z nazwiskiem kobity która papiery od niej przyjmowała... Po prostu jebana urzedniczka przekopiowała jej projekt, oddała córce czy kuzynce i specjalnie wysłała moją koleżankę po jakiś bzdurny świstek żeby miała date wpływu późniejsza ehh... nóż się w kieszeni otwiera! Dlatego w łasnie w Polsce nigdy nie będzie normalnie