Opiekuję się z dobrego serca kotem porzuconym przez sąsiadów, mimo mojej alergii na kocią sierść, przez którą mam napady astmy. Śpi cały pierdolony dzień, jak nie w domu to na zewnątrz sobie znajdzie jakiś spot na kimanie. W nocy zimno jak skurwysyn bo zima w końcu i nie mogę go za bardzo wypierdalać o takiej porze na zewnątrz bo zamarznie, a te katolickie szmaciarze z domu obok mają to w dupie. No więc kot o 2 w nocy miałczy i drapie w drzwi, że chce wyjść z chaty bo ma taki kaprys. Po 20 minutach jest mu zimno w dupę i gdy już zasypiam, słyszę miałczenie zza okna. Wpuszczam go i gdy z wielkim trudem udaje mi się zasnąć, to ten kurwiszon stwierdza o 4 nad ranem, że jest głodny i będzie napierdalał swój jazgot dopóki nie dostanie jeść. Boję się, że którejś nocy wstanę i po prostu zajebię go kijem.