Ej. Ale jakby tak dobrze się zastanowić, to coś w tym kurde jest. Weźmy taka przeciętną Karyne-madke. Takie możliwości - faktyczne równouprawnienie, swoboda obyczajowa, technologia, powszechna antykoncepcja i inne udogodnienia, a i tak wciąż potężny odsetek kobiet skupia się na szukaniu, bądź kurczowym trzymaniu się bolca, który będzie utrzymywał je i ich bękarty. Nie mają absolutnie żadnych konkretnych i użytecznych zainteresowań, co nie sprawia bynajmniej że mówią mało i pozostają na uboczu, o nie! Nie mają też jakichkolwiek ambicji, a większość ich czynności jest podświadoma i skupia się w swoim celu na zwabieniu albo utrzymaniu przy sobie Sebka, który zrobi wszystko za nie. Odsetek kobiet korzystających z dobrodziejstw współczesności jest znikomy, a i tak najczęściej kończy się to zaburzeniami psychicznymi, nałogami, et cetera.
Nie zgodzę się z opisem, że to "antykobiecy klasyk". To książka pro-kobieca, agitująca za przywróceniem kobiety do jej naturalnego, pierwotnego stanu z którego częściowo tylko wyrwały je pierwsza i druga fala feminizmu, powodując tylko upadek dawnego, dobrego porządku, zdziczenie i sukcesy wyborcze lewicy na całym świecie. Żadna mądra kobieta którą znam, nie zgadza się z trzeciofalowymi feministkami. Oslo, kobieta której należy się równouprawnienie, sama jest w stanie je wywalczyć, jak to bywało wielokrotnie na przestrzeni dziejów.