Strach się go bać, jakby widział...
Pięć lat spędzi w więzieniu 71-letni Jerzy M. z Chełmna za pobicie dwóch sąsiadów - orzekł w piątek toruński sąd okręgowy. Nie dał im najmniejszych szans, choć jest całkiem... niewidomy.
Szczególnie drastyczne było pobicie Jana K. Ślepiec trzema ciosami w twarz sprowadził go w październiku 2007 r. do parteru, a następnie złapał za włosy i walił jego głową o posadzkę swojego mieszkania. - Tak mocno, że złamał mu najtwardszą czołową kość czaszki - referował sędzia Piotr Szadkowski.
71-latek wywlókł mężczyznę z domu i tam pastwił się nad nim dalej. - Położył jego głowę na swojej dłoni, by wiedzieć gdzie uderzać, i zadał kolejne razy - kontynuował sędzia.
Po tym incydencie Jerzy M. został aresztowany, lecz ze względu na stan zdrowia w kwietniu 2008 r. wyszedł na wolność. I po miesiącu zaatakował innego sąsiada Grzegorza F. - Tak zmasakrował mu twarz, że gdy odwożono go do szpitala, nie potrafiła go rozpoznać własna żona - opowiadał przewodniczący składu orzekającego.
Co wstąpiło w Jerzego M., że tak rozprawił się z sąsiadami? Pierwszego podejrzewał, że ukradł mu pieniądze. Jan K. - jego stary znajomy, z którym razem popijał - robił bowiem dla niego zakupy. Z kolei Grzegorz F. podpadł mu tym, że przy kieliszku namawiał 71-latka, aby - na czas odsiadki za pierwsze pobicie - oddał mieszkanie jego dziecku. - Jerzy M. postanowił ich za to ukarać i wyrzucić z domu - ocenił sędzia.
Sporną kwestią w procesie było to, jak prawnie zakwalifikować czyny mieszkańca Chełmna. Prokuratura początkowo zarzucała mu podwójne usiłowanie zabójstwa, ale w sądzie zdecydowanie złagodziła stanowisko, dowodząc, że niewidomy dążył jedynie do spowodowania u pokrzywdzonych sąsiadów ciężkich obrażeń. Chciała za to dla niego 7 lat więzienia. Sąd zgodził się z nią połowicznie. Uznał, że tak było tylko w przypadku Jana K. Co do napaści na Grzegorza F. stwierdził, że 71-latek nie zamierzał zrobić mu nic więcej poza solidnym obiciem twarzy. - Świadczą o tym zeznania policjantów. Kiedy przyjechali zatrzymać Jerzego M., ten już go nie bił, choć nic nie stało na przeszkodzie, by robił to dalej - zakończył sędzia Szadkowski.