Ciekawy wywiad. Źródło:
vice.com/pl/read/bruna-swiat-absurdu-wyznania-polskiego-pielegniarza
Pijaństwo, babranie się w gównie, lapówkarstwo, zapach śmierci, pacynki z ludzkich szczątków, ogólne rozmemłanie - czyli polska służba zdrowia oczami jej wieloletniego pracownika. Przed Wami Janusz, 39-letni pielęgniarz, przeczytajcie co słychać w NFZ-cie.
VICE: Pamiętam jeden z sms-ów jaki wysłałeś mi podczas wigilijnego dyżuru (bodaj w 2011) brzmiący: "Ropień wargi sromowej przechodzący na odbytnicę. Nie dzisiaj, kurwa. Nie w święta!". Prosty wniosek, że życie pielęgniarza nie zawsze usłane jest różami. Myślałem, że przez te dwie dekady zmieniło się choć parę rzeczy i nie mamy do czynienia ze średniowieczem.
Janusz: Cały czas jest małe średniowiecze. To znaczy zależy też, z której perspektywy patrzysz na sprawę. Na przykład nie chleje się w szpitalach tak jak dawniej - strasznie tego pilnują – no i to na przykład zmieniło się na lepsze. W XXI wieku pijaństwo na służbie należy do najcięższych grzechów w moim zawodzie, ale o tym później... Ale masz też do czynienia z innymi rzeczami, które mnie nurtują. Bo tak - masz szpital wojewódzki, czyli poważną placówkę, gdzie leżą tzw. pacjenci "czyści" i pacjenci "brudni". Pacjenci "czyści" to tacy ze świeżymi i czystymi ranami (na przykład pooperacyjnymi), a "brudni" to sam wiesz- cukrzycowe stopy, odleżyny, zarazki...makabra! Pylą bakteriami jak wściekłe konie. I co się dzieje? W szpitalu wojewódzkim na takim oddziale jest tylko jeden kibel. Ci z tymi ropnymi, syfnymi ranami idą niego, srają sobie elegancko i wychodzą zadowoleni. A po nich wchodzi gość ze świeżo wyciętym wyrostkiem. I się ludzie później, kurwa, dziwią, że wraca z tej toalety, a rana po chwili zaczerwieniona i cieknie z niej ropa. Po zwykłym wyrostku? Nad tym się jakoś nikt nie zastanawia, nikt nie patrzy - ważne jest, że wszystko jest zgodnie z procedurą, nie? (śmiech)
VICE: Swoją drogą i pacjenci też dokładają do całej radosnej sytuacji swoje trzy grosze. Wspominałeś mi kiedyś, że systematycznie - rok w rok, gdy zbliża się Boże Narodzenie – macie wysyp przyjęć na oddział starych osób z gigantycznymi odleżynami, czy innymi tego typu paskudztwami. Czyżby polskie bogobojne rodziny pozbywały się krewnych na chwilę przed świętami, by nie śmierdzieli im przy karpiu i opłatku?
Janusz: Dokładnie, chyba właśnie o to chodzi. Przed każdymi świętami bardzo często się to powtarza – jak nie stopy cukrzycowe, to inne rzeczy. A jak wiadomo śmierdzi to jak cholera. Ci ludzie zajmują się krewnymi w domach, no i jak przychodzi Wielkanoc czy Boże Narodzenie (większości nie stać na drogie domy starców) oddają swoich seniorów do szpitali pod pretekstem, że stało się to wczoraj. Wiesz, niby nagły przypadek - a tu trzyletnia, capiąca odleżyna. Zawieźmy babcię albo dziadka do szpitala na święta, bo jebie w domu.
VICE: Czy to prawda, że macie w umowie taką klauzulę, że nie możecie udzielić pomocy osobie, która umiera w konwulsjach dajmy na to 3 metry od szpitala jeśli nie będzie oficjalnego telefonicznego zgłoszenia tej sprawy? To lekka paranoja. Dużo jest takich niedorzecznych przepisów?
Janusz: Pamiętam, że w poprzednim szpitalu, w którym pracowałem – była taka sytuacja, że gość padł nagle parę kroków od bramy. Wybiegło do niego dwóch ratowników z izby przyjęć, no i reanimowali faceta (jak się okazało był to ksiądz) z zachowaniem wszystkich resuscytacyjnych czynności – no, ale niestety po jakimś czasie zmarł. No i się zaczęło. Oni w ogóle tak intensywnie go reanimowali, że połamali mu mostek w trakcie, więc od razu skandal, że niby psychopaci wybiegli, albo po kielichu. Pewnie gdyby go uratowali, to byłoby inaczej, ale skoro tak się nie stało, to przełożeni pogrzebali i doszukali się tej własnie klauzuli gdzieś w papierach, że nie mogli tego zrobić, i że musi być zarejestrowane wezwanie.
VICE: I co, teraz każdy się boi? (śmiech)
Janusz: Nie. Wszyscy to w dupie mają. Jednak ta służba zdrowia – jak by źle się o niej nie mówiło - nie jest taka najgorsza w tym sensie, że absurdy absurdami, ale jednak zdrowy rozsądek idzie czasami w ruch. Bezsensem jest wrzucanie wszystkich do jednego worka. Wiesz jak się mówi: "pieprzona służba zdrowia, jebane kolejki, znieczulica" i tak dalej... A to też nie jest tak do końca. To nie tylko kolejki i przychodnie, to ciężka robota.
VICE: Tak szczerze, kto bardziej cię wkurza w pracy – lekarze (nie od dziś wiadomo, że traktują was z pewną wyższością), czy pacjenci i ich rodziny? A może zwyczajnie – warunki w jakich przychodzi tyrać polskim pielęgniarzom?
Janusz: To nie jest tak, że ja kogoś nie lubię, czy lubię. Mi się po prostu nie podoba jak to wszystko jest zarządzane – i nie tylko mi. Wkurzają mnie dyrektorzy i ministrowie, bo z lekarzami zawsze da się dogadać – a to, że oni sobie jakieś tam rzeczy prywatnie robią to już ich sprawa. Ja się w to nie mieszam.
VICE: Pora na opowieści z krypty – a może raczej z oddziału. Pamiętasz jakieś szczególnie bulwersujące, czy może szokujące dyżury w swojej karierze? Nie raz opowiadałeś, że to co wyprawia się u ciebie w pracy starczy na kilka opasłych tomów.
Janusz: Dużo było takich hardkorów, ciężko wybrać. Ale skoro mówiliśmy o wkurwiających sytuacjach w robocie, to przytoczę ci sytuację sprzed kilku tygodni. Bo okazuje się, że najbardziej mnie zaskakują nie pacjenci, nie lekarze, ale rodziny tych pacjentów. To jest absolutna mogiła, stary. Ostatnio jakaś babcia na oddziale zaczęła umierać – wpadała w bezdechy, cukier spadł do trzydziestu, wiadomo. No i była przy niej niemal cała rodzina. Syn, córka, ich małżonkowie, dzieci – komplet. I wobraź sobie, że ona jeszcze żyła, a ci zaczęli się kłócić o pieniądze. Ekipa zaczęła ją reanimować, a ci zaczynają dzwonić, że babka miała gdzieś tam schowane dziesięć tysięcy w szafce pod kocami i, kurwa, kto pierwszy. Zaczęli się szarpać między sobą – na pieprzonej sali się szarpali i kłócili, gdy ratownicy próbowali przywrócić ją do życia! No i w końcu umarła, i wcale jej się, kurwa, nie dziwię.
VICE: Jakie są warunki w przeciętnym szpitalu wojewódzkim – w końcu pracowałeś w dwóch? Często pewnie przypominają one bardziej placówki medyczne w Bangladeszu, niż porządne szpitale - szczególnie latem, gdy przysmaży słoneczko i smród rozkładających się, umazanych w fekaliach ciał rozniesie się po korytarzach?
Janusz: Odkąd pracuję tak to wygląda. Śmierdzi jak w szambie i nikt się tym nie przejmuje. Rozmowa o standardach w ogóle nie ma sensu, bo ich po prostu nie ma. Serio. Ale tu znów się rozbijamy nie o nasze zaniedbania, czy lekarzy – podziękujmy ministrom.
VICE: Kolejny niezły temat – powszechny w służbie zdrowia alkoholizm. Nie od dziś wiadomo, że za kołnierz w polskich szpitalach nigdy sie nie wylewało – chociaż chyba czasy drynienia spirytusu, bez żadnych ceregieli, w trakcie dyżuru chyba już się skończyły?
Janusz: To prawda, że teraz jest jednak inaczej, ale pamiętam złote czasy pijaństwa w służbie zdrowia. Na przykład kiedyś oddziałowa wpada rano na dyżur, a tam dwóch pięlegniarzy kompletnie nawalonych śpi sobie na sofach w najlepsze. Odór alkoholu wprost zwalał z nóg, nie dało się wejść do dyżurki. No, ale widzisz – jest druga strona tego medalu. Za tamtych czasów mimo wszystko, kiedy wszyscy sobie słodko chlali na dyżurach – łącznie ze mną, pielęgniarkami, lekarzami, a nawet pacjentami, nie oszukujmy się – wszystko, absolutnie wszystko było dopięte na oddziale na ostatni guzik. Paradoks? Być może. Ale wszystkie zadania były wykonane, wszyscy mieli pomierzone ciśnienia, zmienione pampersy, łóżka pościelone – my mieliśmy porobione raporty, nie było, że ktoś z czymś nie zdążył. A teraz? Kurwa, człowieku. Nawał tych papierów, tej pieprzonej biurokracji i wprowadzenie tej, śmiechu wartej, komputeryzacji to jest jeden wielki cyrk. Chcą wprowadzić system komputerowy na cały szpital, nie? Brzmi dumnie, ale robi się mniej zabawnie, kiedy się okazuje, że na oddziale gdzie pracuje na raz sześć lub osiem osób jest jeden komputer, który jest zepsuty, a jego system operacyjny to Windows 95. I oni każą nam wszystko robić na tym sprzęcie. Każde zlecenie, każdy venflon, każe zmienienie pampersa – wszystko musi być wklepane w tę piekielną maszynę. Na to nie ma kompletnie czasu, tym bardziej, że oprócz tego masz sto tysięcy innych papierów, które każdego dnia musisz zapisać odręcznie. Wspomnę choćby tylko o tym, że podstawowe informacje o pacjencie to są odręcznie zapisane dwie strony A4, a na jedną pielęgniarkę przypada dwudziestu pacjentów. No i gdzie jest czas na zmienienie pampersa? Na podstawową opiekę? Już nie mówię o pielęgniarkach i pielęgniarzach, którzy pracują na OIOM-ie, tam to w ogóle jest sajgon. Ale nie, musisz wszystko wklepać do tego cholernego komputera, bo inaczej masz przejebane. Stary, nawet premię ci mogą zabrać za zaniedbanie tej sprawy.
VICE: Masz zatem ochotę pogadać o zarobkach? (śmiech)
Janusz: To jest temat bardziej niż tragiczny. Zawsze powtarzam, że każde odebranie wypłaty, to jak odebranie kieszonkowego na papierosy. Jakby ktoś mi splunął w mordę. Przychodzi kasa i masz ochotę tylko na jedno – na zachlanie ryja z tego wszystkiego. I ludzie się później dziwią, że służba zdrowia tyle chleje. (śmiech)
VICE: Dobra, zatem trochę kontrowersji. Słyszałem historie – nie wiem czy to tylko miejskie legendy, czy prawda, ale dają do myślenia – że już na studiach dzieją się u was dantejskie sceny. Plotki o bawieniu sie płodami w prosektorium, kopanie sie po dupskach uciętymi nogami, czy robienie sobie z wyciętych twarzy pacynek na rękę. No przyznaj się, jest w tym trochę prawdy?
Janusz: No trochę jest...(śmiech). Z tym, że ja nigdy czegoś takiego nie widziałem. Wiesz, stary, za to jest kryminał (śmiech). Ale tak poważnie, jeśli takie sytuacje mają miejsce, to chyba tylko po to by wyrobić sobie jakiś dystans do tej roboty i trochę też po to, by jakąś część siebie skutecznie znieczulić. Bo w tej pracy trzeba być cholernie wytrzymałym psychicznie i mieć stalowe nerwy. To nie jest nawet ani głupie, ani zwyrodniałe – tu chodzi o odporność, która jest niezbędna w naszym zawodzie. Nie chcę głupio takich zachowań tłumaczyć, ale tak jest. To profesja z zupełnie innej, dziwnej półki. Opowiadałem Ci o zapachu śmierci kiedyś?
VICE: Coś wspominałeś.
Janusz: Po tylu latach w zawodzie jestem w stanie po wejściu do pokoju ze 100% pewnością powiedzieć, że ktoś w pomieszczeniu umiera – albo umrze w bardzo krótkim czasie.
VICE: Jaki to zapach? Potrafisz go scharakteryzować?
Janusz: Słodkawy, ale bardzo nieprzyjemny. Trudno go opisać, ale jest jakiś taki... cierpki. No nie wiem. Zaraz gdy go poczuję, czuję się cholernie nieprzyjemnie, aż ciarki przechodzą. Może to po prostu świadomość skąd ten zapach, ale jednak sam w sobie nie należy do przyjemnych. Zresztą również po oczach widać, że ktoś jest na wylocie. Robią się diabelnie puste.
VICE: Kolejna kwestia – łapówkarstwo. W Polsce ponoć każdy bierze, więc czemu nie w szpitalach. Strasznie mnie bawi fakt, że to głównie lekarzom płaci się ekstra, podczas, gdy to wy – pielęgniarze i pielęgniarki opiekujecie się pacjentem 24h na dobę. Kiedyś znajomy chirurg podśmiewywał się nawet trochę, że to czy mu się zapłaci więcej, czy mniej nie zmieni jego podejścia do danej operacji. Tu nie ma lepszego i gorszego traktowania.
Janusz: Kiedyś sprawa łapówkarstwa była strasznie rozdmuchana, później to jakoś ucichło, ale faktem jest, że wszyscy biorą jak jeden mąż. Ostatnio znajomy lekarz przyznał nam się bez problemu, otwarcie: "Ja biorę i będę brał, dopóki ci durni ludzie będą dawać". Ludzie są głupi i myślą, że pieniądze załatwią wszystko, a lekarze korzystają. Kiedyś kolega spytał retorycznie: "Po kiego diabła dają mi łapówki w kopertach po operacji, kiedy już jest dawno po wszystkim i niczego to nie zmieni?". Masz cały obraz.
VICE: Co jest zatem wg ciebie największą bolączką polskiej służby zdrowia, tak gwoli podsumowania? No i przede wszystkim, czy problemy o których gadaliśmy dotyczą wszystkich placówek NFZ-u w Polsce bez wyjątku.
Janusz: Szpital szpitalowi nierówny. Np. szpital w jakiejś Koziej Wólce wiadomo, to straszna mogiła. Zarobki są jeszcze niższe niż gdzie indziej, a warunki makabryczne. A z drugiej strony mamy szpitale prywatne, gdzie wszystko jest nierzadko lepsze niż na słynnym Zachodzie – trzynastki, premie. Rzecz w tym, że nie każdy potrafi zarządzać takim miejscem, bo to nie jest proste. Ja się w ogóle nie dziwię, że tak źle się mówi o służbie zdrowia. Że pielęgniarki są nieuprzejme, wiecznie zmęczone, mało sympatyczne – no france jedne po prostu. Ale daj jej tysiąc zeta wypłaty miesięcznie i każ się jej, kurwa, uśmiechać i użerać z ludźmi. O to właśnie chodzi. Te pielęgniarki nie są takie wredne, bo rodziny, bo praca, bo coś tam - zostały już tak strasznie zmęczone przez ten pieprzony system, że nie mają siły być wiecznie uśmiechniętymi, dobrymi i do rany przyłóż. No tak się po prostu nie da.
VICE: Czyli dopóki nie zmieni się nic na górze, to nie zmieni się absolutnie nic?
Janusz: Kompletnie. A będzie jeszcze gorzej, bo młodzi ludzie nie chcą pracować w tym zawodzie. Zostały tylko te stare pielęgniary, które mają po trzydzieści lat pracy i są już tak wypalone, że czekają już tylko na tę swoją wymarzoną emeryturę. Tylko nie wiadomo kiedy ona nastąpi, bo cały czas ją przedłużają (śmiech). Jak można, kurwa, dać pielęgniarce emeryturę w wieku 65 lat? Przecież ona sama jest w tym wieku pacjentem.
VICE: I tym optymistycznym akcentem zakończmy. Zdrówko.