Eksperymenty psychologiczne
1.Konformizm – eksperyment Asha (1953)
Więcej
Solomon Ash przeprowadził serię badań, które udowodniły potęgę konformizmu. Osoby badane zostały poinformowane, że biorą udział w testach wzroku. Badanie miało polegać na oglądaniu linii i wybieraniu z drugiego zestawu odcinka o takiej samej długości. Zadanie było bardzo proste, a różnice między odcinkami wyraźne. Haczyk tkwił jednak w tym, że poza prawdziwą osobą badaną, w pomieszczeniu znajdowało się jeszcze kilka innych osób – pomocników eksperymentatora – które udawały zwykłych uczestników badania. Ich zadaniem było podawanie odpowiedzi w oczywisty sposób nieprawidłowych. Ash był ciekawy, czy przeciętny człowiek jest w stanie przeciwstawić się tłumowi, zwłaszcza jeśli decyzja tego tłumu jest wyraźnie zła. Jaki był wynik? 32% badanych osób wybierało nieprawidłową linię, gdy pozostałe trzy osoby w pomieszczeniu dawało tę właśnie złą odpowiedź. Nie miało znaczenia nawet to, że różnica długości między odcinkami sięgała prawie 10 cm. O czym to świadczy? Co trzecia osoba rezygnuje ze swojej opinii, jeśli zauważy, że jest ona niepopularna w grupie w której przebywa. Co trzecia osoba zdaje się na osąd innych i nawet jeśli ma wątpliwości co do jego prawidłowości, to i tak podąży za grupą. Nawet buntownicy szukają podobnych do siebie rebeliantów, do których doskonale pasują. 32% konformistów ukazało się w prostym eksperymencie z wybieraniem linii. Jak wielu z nas jednak poddaje się tłumowi, gdy sytuacja jest mniej czarno – biała?
2.Pomaganie – eksperyment „dobry Samarytanin” (1973)
Więcej
John Darley i C.Daniel Batson postanowili sprawdzić, czy religia ma jakikolwiek wpływ na skłonność do pomagania bliźnim w potrzebie. Wybrali grupę słuchaczy w seminarium. Połowa z nich otrzymała zadanie przygotowania krótkiego referatu o biblijnej historii o dobrym Samarytaninie. Reszta miała wystąpić z pogadanką o możliwościach pracy po seminarium. Referaty miały odbyć się w innym budynku niż przygotowania. Poza tym, część studentów otrzymała więcej czasu i nie musiała się spieszyć z referatem, podczas gdy pozostali byli pod presją czasu. Każdy z uczestników po drodze do drugiego budynku napotykał człowieka leżącego na chodniku, który wyraźnie potrzebował pomocy. Jaki był wynik? Osoby, które czytały o uczynku Samarytanina wcale nie zatrzymywały się częściej, by pomóc nieznajomemu niż ci, którzy mieli mówić o pracy! Jedynym czynnikiem, który rzeczywiście miał wpływ na skłonność do pomocy była presja czasu. Studenci, którzy się spieszyli, pomagali o wiele rzadziej, nawet jeśli mieli za chwilę wygłosić referat, jak to wspaniale pomagać innym. O czym to świadczy? Więcej mówimy, niż robimy. W mediach często pojawiają się doniesienia, o samochodach mijających ludzi leżących na poboczu. I nikt się nie zatrzymuje...
3.Rozproszenie odpowiedzialności - znieczulica świadków (1968)
Więcej
Eksperyment został zaprojektowany po tym, jak w 1964 roku kobieta została zamordowana na ulicy, a 38 świadków przyglądało się temu, lecz nic nie zrobiło. John Darley i Bibb Latane chcieli sprawdzić, czy fakt, że ludzie ci byli w dużej grupie miał wpływ na ich apatię. Uczestnicy zostali poinformowani, że wezmą udział w dyskusji na bardzo osobiste tematy, dlatego aby uniknąć skrępowania rozmowa będzie prowadzona dzięki interkomom. Każda osoba była w osobnym pomieszczeniu, jednak słyszała i była słyszana przez pozostałych. W pewnym momencie pomocnik eksperymentatorów zaczynał udawać napad epilepsji, co słyszeli pozostali. Jakie były wyniki? Jeśli osoba badana wierzyła, że tylko ona uczestniczy w dyskusji i słyszy chorego, w 85% przypadków opuszczała swój pokój i szukała pomocy. Jeśli jednak warunki zostały zmienione i w rozmowie brało udział 5 osób (w tym jedna udająca drgawki), tylko 31% udawało się po pomoc. Reszta sądziła, że ktoś inny się tym zajmie. O czym to świadczy? Jeśli ktoś wie, że tylko on jest w stanie pomóc – robi to. Jeżeli jednak są inni ludzie w pobliżu, każdy oczekuje, że ktoś inny udzieli pomocy. Im więcej osób, tym bardziej rozproszona jest odpowiedzialność i tym mniejsza szansa, że ktokolwiek zdecyduje się udzielić pomocy. Bo każdy ma nadzieję, że ktoś inny się tym zajmie.
4.Stanfordzki eksperyment więzienny (1971)
Więcej
Philip Zimbardo chciał sprawdzić, jak sytuacja uwiezienia wpływa na umysły strażników i więźniów. W piwnicach uniwersytetu stworzył eksperymentalne wiezienie, a uczestników badania znalazł poprzez ogłoszenie w gazecie. Ochotnicy zostali przebadani pod względem zdrowia fizycznego i psychicznego. Tylko młodzi mężczyźni w doskonałej formie i stabilni emocjonalnie zostali zakwalifikowaniu do udziału. Następnie zostali oni losowo podzieleni na „strażników” i „więźniów”. Cały eksperyment miał trwać dwa tygodnie i nikt nie spodziewał się, że cokolwiek mogłoby pójść źle. Tymczasem już na drugi dzień w piwnicy uczelni rozpętało się piekło. „Strażnicy” wymierzali kolejne kary, upokarzali „więźniów”, zmuszali ich do leżenie nago na cementowej podłodze i wykonywania wyczerpujących ćwiczeń fizycznych. „Więźniowie” zaczęli się buntować. Wybuchły zamieszki. Jednak żaden z nich nie poprosił o przerwanie eksperymentu, a przecież nie byli skazańcami, żaden nie popełnił przestępstwa, brali tylko udział w odgrywaniu ról. Podporządkowywali się rozkazom „strażników”, jakie by one nie były. Eksperyment został przerwany po 6 dniach, ku wielkiemu rozczarowaniu „strażników”. O czym to świadczy? Jeśli ktoś dostanie pełnię władzy nad drugim człowiekiem i pełne przyzwolenie od zwierzchników, niemal natychmiast zmienia się w bestię. Uczestnicy eksperymentu byli normalnymi studentami, brali udział w demonstracjach antywojennych, mieli rodziny i dziewczyny. „Strażnicy” często znali „więźniów”, których dręczyli, z codziennego życia.
5.Autorytet – eksperyment Milgrama (1961)
Więcej
Gdy po zakończeniu II wojny światowej toczyły się kolejne procesy nazistowskich żołnierzy, większość z nich tłumaczyła się tym, że tak naprawdę nie są złymi ludźmi, a jedynie „wypełniali rozkazy”. Stanley Milgram postanowił sprawdzić, do czego zdolny jest zwykły człowiek pod presją autorytetu. Uczestnicy badania zostali poinformowani, że biorą udział w eksperymencie nad pamięcią. Mieli być „nauczycielami”, których zadaniem była karanie innych osób badanych, odgrywających rolę „uczniów”. Karą za nieprawidłowe odpowiedzi były szoki elektryczne o rosnącym napięciu. W rzeczywistości „uczniowie” byli współpracownikami eksperymentatora, a wstrząsy elektryczne oczywiście nie były aplikowane. Jednak „nauczyciele” o tym nie wiedzieli, nie widzieli także swojego „ucznia”, a jedynie słyszeli jego głos. Obok osoby badanej siedział eksperymentator w białym fartuchu laboratoryjnym, którego zadaniem było upewnienie się, że „nauczyciel” wymierza wszystkie niezbędne kary. Osobie badanej udzielono instrukcji, że za każdą złą odpowiedź musi wymierzyć „uczniowi” karę, począwszy od szoku prądem o napięciu 45 voltów, co jest nieprzyjemne, ale jeszcze niespecjalnie bolesne. Wraz z kolejnymi złymi odpowiedziami napięcie będzie rosło. Pomocnik badacza odgrywający rolę „ucznia” krzyczał przy każdym wstrząsie i prosił „nauczyciela” o przestanie. Jeśli „nauczyciel” się wahał, osoba w białym fartuchu przypominała mu o obowiązkach, jakie na siebie przyjął zgadzając się na udział w eksperymencie i zachęcała do kontynuowania. Jakie były wyniki? Większość osób zaczynała w pewnym momencie czuć się niekomfortowo, jednak pod wpływem osoby w białym fartuchu wymierzała kolejne szoki, podczas gdy „uczeń” krzyczał coraz głośniej. W pewnym momencie odgłosy cichły, co sugerowało utratę przytomności lub nawet śmierć „ucznia”. Ponad 60% osób badanych dalej raziło prądem, aż do końca skali, czyli napięcia 450V! Nikt nie poprosił o przerwanie eksperymentu, zanim prąd osiągnął napięcie 300V. Tymczasem już napięcie rzędu 100V bywa śmiertelne... O czym to świadczy? Większość osób sądzi, że myśli samodzielnie i jest niepodatna na wpływy. Jeśli jednak obok znajduje się osoba obdarzona autorytetem (laboratoryjny fartuch, mundur, odznaka), ich niezależność dramatycznie spada. Krótko mówiąc, przeciętny człowiek jest w stanie sprawiać ból nieznajomej osobie, a nawet doprowadzić do jej śmierci, jeśli autorytet twierdzi, że wszystko jest w porządku.
6.Deprywacja sensoryczna - odcięcie mózgu od bodźców zewnętrznych
Więcej
W wyniku izolacji człowieka od bodźców zewnętrznych jego mózg, nie mogąc poradzić sobie z brakiem bodźców zaczyna tworzyć halucynacje, które przypominają halucynacje związane z przyjmowaniem substancji psychoaktywnych. Badania nad deprywacją sensoryczną prowadzone były chętnie w latach 60 tych, kiedy to psychologia zainteresowała się odmiennymi stanami świadomości. Ze względu jednak na to iż deprywacja sensoryczna powoduje spore spustoszenie w psychice temat ten – w badaniach na większą skalę – zarzucono.
Zawsze naukowców nurtowało jednak pytanie ile czasu potrzeba, aby mózg zaczął przy deprywacji reagować halucynacjami i czy są ludzie bardziej odporni na deprywację niż inni?
na University College w Londynie, ochotników przebadano kwestionariuszem Revised Hallucinations Scale, którego zadaniem jest określenie na ile osoba badana jest podatna na halucynacje. Z grupy badanych wybrano 9 osób o wysokiej podatności na halucynacje oraz 10 o niskiej i poddano ich deprywacji sensorycznej w komorze izolowanej akustycznie. Pokój był również całkowicie pozbawiony światła. Każdy z badanych otrzymał pilota, którym mógł przerwać doświadczenie w razie gdyby dostał ataku paniki.
Badani przebywali w izolacji 15 minut, następnie poproszono ich by wypełnili kwestionariusz określający czy mieli jakiekolwiek doświadczenia w zakresie obniżenia nastroju, halucynacji, paranoi (czy jakichkolwiek stanów psychotycznych). Zarówno ci, którzy byli podatni na halucynacje jak i ci którzy mieli być na nią odporni zgłosili pojawienie się halucynacji. Siła omamów u osób odpornych była mniejsza, ale mimo to i tak wystarczyło zaledwie 15 minut bez bodźców wzrokowych i słuchowych, by doświadczyć zmienionych stanów świadomości!
Źródełko
Kolejne źródełko
Miłego czytania