Obchody 100 lat urodzin i rewizja
19 listopada 2005 roku w Wilnie, w teatrze rosyjskim (dawny, przedwojenny teatr Opery i Baletu przy ul Wielka Pohulanka) odbyły się obchody 100-lecia urodzin organizatora pierwszego polskiego amatorskiego zespołu dramatycznego w Wilnie.
W pierwszej części wystawiono sztukę Mrożka „Krawiec” w reżyserii obecnej kierowniczki Lidii Keizik.
`Druga część była poświęcona życiorysowi organizatorki i pierwszego kierownika zespołu, Janinie Strużanowskiej, w formie montażu deklamacji i opowieści.
W drugiej części była mowa o aresztowaniu Janiny Strużanowskiej w marcu 1953 roku. W czasie recytacji wielokrotnie było powtarzane pytanie śledczego: Gdzie jest piszuszczaja maszynka. To była mowa o drukarni AK, która była w naszym domu i jedyna, która nigdy nie została znaleziona ani przez Niemców, ani przez NKWD i nie została skonfiskowana. Taki efekt był możliwy dzięki twardemu zastosowaniu metody pracy z POW, wprowadzonej przez Marszałków Józefa Piłsudskiego i Edwarda Rydza Śmigłego. Różne grupy konspiracji niczego nie wiedziały o personaliach osób w pracy innych grup, a szczególnie o osobach pracujących. w nich. Wiadomo było, że ktoś gdzieś coś robi, a kto, co i gdzie, to już było ścisłą tajemnicą. Przy pytaniach umożliwiających złamanie tej zasady, była jedna odpowiedź:
Mniej będziesz wiedział, lepiej dla ciebie.
Kontakt był tylko przez wybrane osoby – kierowników grup. Przy każdej wpadce wszyscy znajomi aresztowanego natychmiast byli przenoszeni do innych konspiracyjnych mieszkań. Lecz niestety, ta zasada nie zawsze i nie wszędzie była utrzymywana.
Nie obyło się też bez błędów w podanych faktach ze względu na brak prawdziwych informacji dla autorów improwizacji od Jej Córki, Hanny Strużanowskiej - Balsienie- Pujdokiene. O braku wiedzy Hanki na temat, co się drukowało w naszym domu świadczy podanie kilku tytułów gazetek AK bez wymienienia rzeczywiście drukowanej Niepodległości w artykułach Jerzego Surwiły. Do drukarni Hanka nie miała wstępu. Nie wiedziała też, co przenosiła do odbiorców. Wiedziała jedynie, że to, co ma, nie mogło wpaść w ręce Niemców lub później NKWD.
Jeżeli rewidujący w czasie rewizji wiedzieli o drukarni, nie obeszło by się bez 25 lat katorgi, a nie 5 lat lagrów dla Tadeusza Lary i co najmniej 15 lat dla Mamy, a my z siostrą nie skończylibyśmy politechniki lub uniwersytetu. Przyczyna aresztowania Mamy, Janiny Strużanowskiej w marcu 1953 roku była zupełnie inna, całkiem prozaiczna.
Kilka dni po śmierci Stalina Pan Tadeusz Lara (Błyskosz) naprawiał adapter i dla sprawdzenia nastawił płytę „żałobny marsz” Bethowena. Doniósł o muzyce do KGB lokator twierdząc, że Janina Strużanowska i Lara-Błyskosz są zadowoleni ze śmierci Wodza, bo nastawiają muzykę. W KGB już wiedzieli, że na prośbę Hanki koleżanki (Leokadii, mieszkającej w czasach szkolnych w pobliżu kina Adria) przez parę lat mieszkał (ukrywał się) jej krewny, nie zameldowany w naszym domu, Ksiądz Piciukiewicz. Pewnego dnia pojechał do rodziny i już nie pojawił się więcej. Było podejrzenie, że został aresztowany, lecz tego nie potwierdzono.
W pierwszych dniach marca 1953 roku u portiera na fakultecie elektrotechniki w Kownie przy ul Mickiawicziusa (Mickiewicza) dostałem telegram bez podpisu z adresem Kowno, Politechnika, fakultet elektrotechniki:
Z Mamą źle, natychmiast przyjeżdżaj.
Z nieobecnością na zajęciach na politechnice było dość ostro. Każdą nieobecność trzeba było usprawiedliwić. Nie usprawiedliwione nieobecności mogły wystarczyć do wykreślenia z listy studentów. Dlatego od razu poszedłem do Dziekana Dr NT. Matulonisa, i poprosiłem o zwolnienie z zajęć na parę dni. Dostałem je od razu bez ograniczenia.
Zawiadomiłem o wyjeździe do domu też pierwszą spotkaną na korytarzu koleżankę, starostę grupy, córkę kierownika katedry radiotechniki, Birutie Stanaitite (obecnie Latinienie). Poszedłem na stację kolejową na pierwszy pociąg do Wilna. Na stacji spotkałem już dyskretną obstawę, czekającego kolegę z rosyjskiej o rok starszej grupy elektrotechniki.
Do Wilna dojechaliśmy przed drugą godziną, to jest przed końcem pracy Mamy. Ze stacji kolejowej pojechaliśmy do centrum miasta. Chociaż były bezpośrednie trolejbusy do domu, zdecydowałem się zrobić przesiadkę w centrum, żeby przekonać się, czy jest to faktycznie obstawa. On też wysiadł ze mną i nie odstępował ani na krok. Mama pracowała wtedy w kilku miejscach. Zadzwoniłem do dwóch, gdzie mogła być rano lub później i poprosiłem o Mamę. W obu miejscach pracy usłyszałem jednakową odpowiedz:
Od paru dni nie pojawiła się i o niczem nie zawiadomiła.
Kolega uważnie słuchał, co mówię. Jak powiedziałem, że mama chyba zachorowała, więc teraz jadę do domu. Kolega powiedział, żebym chwilę zaczekał i gdzieś zadzwonił. Zrozumiałem, że meldował o moich rozmowach i zapytał, co ma robić dalej. Po wysłuchaniu odpowiedzi, powiedział, że teraz już mogę jechać. Już byłem pewny, że obok miałem kolejnego kontrolera, który mnie pilnował.
W ten sposób upewniłem się, że jest to jest wtyka, Mam została aresztowana, a w domu zastanę kocioł. Jadąc trolejbusem, zastanowiłem się, co mam robić. Nie wiedziałem, co wiedzą i z jakiej przyczyny aresztowali. Wiedziałem na pewno, że jeżeli gdzieś ucieknę, nie ma żadnej pewności, że mnie nie złapią, a swoją ucieczką potwierdzę, że coś wiem i będą szukać dalej a mogą znaleźć coś więcej niż znaleźli. Jeżeli pojadę do domu, pomyślą, że nic nie wiem, zakończą przeszukiwanie domu, i czego jeszcze nie znaleźli, nie znajdą. Dlatego zdecydowałem, że pomimo możliwego kotła, muszę iść do domu.
Miałem rację. W pokoju była mieszkająca u nas Janka Walentynowiczówna, przysłany przez kwaterunek lokator i czterech cywilów siedzących i stojących twarzą do drzwi wejściowych. Jak tylko wszedłem do pokoju i położyłem teczkę na stole, zapytałem się ostro:
Co to ma znaczyć? Kim jesteście?,
Dwóch stojących chwyciło się za tylne kieszenie spodni. Od razu Janka rozładowała sytuację mówiąc:
To jest jej syn!
Ci, co chwycili się za tylne kieszenie i siedzący odetchnęli z ulgą. Jeden z siedzących wstał, podszedł do mnie z jakimś papierem w ręku i powiedział po rosyjsku patrząc uważnie na mnie:
Twoja Mama została zatrzymana. Kto to pisał?
Zapytał pokazując przepisaną przez Mamę przepowiednię Wernyhory: W dwa lat dziesiątki nastaną te pory, gdy ogień z nieba wytryśnie a świat krwią się zachłyśnie…
Nie można było ukrywać, bo Mama miała bardzo charakterystyczny charakter pisma. Więc po dwukrotnym przeczytaniu, powiedziałem:
To pisała moja Mama
Następnie zabrał papier i zapytał:
Czy pokazywała tobie, lub komukolwiek innemu ten tekst?
Nie i widzę to po raz pierwszy! Dlaczego jest zatrzymana i kiedy wróci? Zapytałem. Odpowiedział:
Jak jeszcze parę spraw wytłumaczy, to wróci. Po powrocie Mamy, dowiedziałem się, że to był kierownik działu prowadzącego ich sprawę Pułkownik KGB Jaduto z drugim pułkownikiem z innego działu i dwoma oficerami obstawy.
Po tej rozmowie lokator bardzo zdenerwował się i poszedł do siebie, na górę do swego mieszkania na pierwszym piętrze z prawej strony, od wejścia
Potem rozmawiający ze mną cywil dał mnie dwa klasery znaczków, i powiedział, żebym podpisał, że zostały zabrane u nas w mieszkaniu z podaniem daty. Podpisałem je, zabrali i wyjechali. Znaczki pocztowe były od znaczków przedwojennych, poprzez wojenne (Węgierskie i niemieckie) do obecnych (polskich i sowieckich). W przedwojennym klaserze były czarno-biało wydrukowane wszystkie znaczki europejskie z momentu wydania klasera. Był to klaser Cioci Niuni z rodziny Świerczyńskich, którzy mieszkali u nas w okresie repatriacji przed wyjazdem do Polski w 1945 roku.
To mnie uspokoiło, że najważniejszych spraw prawdopodobnie nie znają. Po chwili wyszli. Po wyjściu cywili Janka opowiedziała, że zabrali i Tadeusza, oraz niczego nie znaleźli a tego dnia przyjechali niedługo przed moim przyjściem. Po opowieści Janki, już byłem zupełnie spokojny.
Po tej rozmowie poszedłem na strych do pokoiku przed pomieszczeniem drukarni. Na zabudowie schodów po staremu leżały nieruszane, oprawione dwa roczniki Ilustrowanego Kuriera. W drugim pokoiku na półce stało zakurzone 12 tomów dzieł Piłsudskiego i inne książki. Ze schowka na strychu po staremu wystawała rączka dźwigni drukarskiej maszyny. Dlatego zrozumiałem, że to był jakiś zwykły donos człowieka, który nic nie wiedział a po pobieżnej rewizji szczegółowo w całym domu nic nie szukali. Dlatego byłem już całkiem pewien, że nic poważniejszego nie znaleźli i nie mogą mieć żadnego podejrzenia żeby rewizję powtórzyć. Zrozumiałem też, że kolega, który przyjechał ze mną z Kowna rozmawiał z tym, który rozmawiał w domu ze mną, pułkownikiem Jaduto. Jednocześnie byłem już pewny, że w wypadku mojej ucieczki wydaliby rozkaz poszukiwania mnie i mogliby powtórzyć rewizję, ale już drobiazgowo.
Najpoważniejszą sprawą wyjaśnianą podczas rewizji było ukrywanie nie zameldowanych i mieszkających w naszym domu księdza Piciukiewicza i przypadkowo znalezionego Tadeusza Lary bez dokumentów. Po tej rozmowie, sprawdziłem, czy ktoś na pozostał w pobliżu. Przez pół dnia nikt się nie pojawił. Gdy ściemniało, poszedłem okrężną drogą do Pani Ireny Bedekanis, czy wie, co się stało. Wiedziała tylko tyle, że Mama została zatrzymana, a Hanka gdzieś znikła. Dlatego dała do mnie telegram, a nie znała mojego adresu domowego. Nie mogłem mówić o niczym, co zauważyłem a z drugiej strony nie wiedziałem, co wiedziała Pani Irena, choć wiedziałem, że wie bardzo dużo, jeżeli nie wszystko.
Że Ksiądz Piciukiewicz został złapany i aresztowany. Janina Strużanowska dowiedziała się dopiero podczas rewizji od rewidujących. Dlatego musiała pokazać pomieszczenie drukarni, gdzie miał się w razie niebezpieczeństwa schować, bo o tym pomieszczeniu mógł opowiedzieć. Na ścianach pokoiku drukarni były ślady farby drukarskiej. Rewidujący wszystko sfotografowali.
Po aresztowaniu Matki Hanka znikła z mieszkania, gdzie mieszkała przy ul Leikłos (Ludwisarskiej) w centrum miasta. Następnego dnia po powrocie do domu rano ścieląc łóżko Mama znalazła którąś złotą gazetkę zgniecioną, rozprostowaną, złożoną i schowaną pod poduszką. To znaczy, że ktoś z rewidujących znalazł, świadomie zgniótł i wyrzucił, żeby nie trafiła do akt.
Następnego dnia po zwolnieniu Mama dowiedziała się, że o Hankę pytali się u gospodarza mieszkania, Pana Oszurko, posiadającego dom koło Pani Ireny Bedekanis. Hanka mieszkała w centrum miasta u sąsiada z kolonii jako studentka medycyny z uzasadnieniem, że mieszkając tam ma więcej czasu na naukę i nie trzeba nocami dojeżdżać na przedmieście przy niepewnym transporcie. Po kilku dniach Mama dowiedziała się gdzie w tej chwili mieszka. Następnego dnia poszliśmy do Hanki razem z Mamą. Jak Hanka zobaczyła Mamę, była bardzo zaskoczona.
Mieszkający u nas na pierwszym piętrze lokator, który doniósł do KGB po paru miesiącach wyjechał do miasta Magadan na Kamczatce i więcej o nim nie słyszałem.
22 listopada 2005 roku ukazała się informacja Pani Anny Pisarczyk o obchodach rocznicy urodzin Janiny Strużanowskiej pod podwójnym tytułem z recenzją o spektaklu wiele mówiącym w skrócie o wszystkich przejściach całej polskiej twórczości artystycznej Wilna, nie tylko tego zespołu:
„Jubileuszowy spektakl Polskiego Studia teatralnego: „Przetrwaliśmy i istniejemy”
W samym tytule już jest podkreślenie trudności i próby rozbijania zespołu od wewnątrz i z zewnątrz. Natomiast jest kompletny brak informacji o ofiarności członków zespołu oraz organizowanych trudnościach i szykanach w stosunku do zespołu ze strony władz, jakie miały miejsce od pierwszych dni jego działalności pod kierownictwem Pań Janiny Pieniążek i Janiny Strużanowskiej.
W recenzji brakuje chociażby wymienienia wystąpień licznych gratulujących organizacji i ich nagród dla aktorów i obecnej kierowniczki zespołu, jednej z pierwszych uczestniczek zespołu, Pani Lidii Keizik, a ich składanie, wręczanie i wystąpienia z wymienieniem zasług pierwszych i obecnych członków zespołu oraz podsumowania pracy zespołu za okres 45 lat pracy trwały ponad półtorej godziny.
Zespół pod kierownictwem Pani Lidii Keizik zaczął dorównywać artystycznym poziomem zawodowym teatrom za przykładem Lwowskiego Polskiego Teatru Ludowego, obecnie pod kierownictwem swego wychowanka, obecnego na jubileuszowym spektaklu Zbyszka Chrzanowskiego i zabierającego głos po zakończeniu występów.
Polski Lwowski Teatr Ludowy został założony przez profesora Hausfatera, nauczyciela polonisty polskiej lwowskiej szkoły, A to, że poziomy obu amatorskich zespołów dorównują poziomowi dobrych zawodowych teatrów już jest znaczącym wybitnym osiągnięciem ich kierowników oraz wszystkich uczestników wartym szczególnej pochwały i szczególnego podkreślenia.
Klub Sportowy „Polonia” Wilno z goryczą i zatroskaniem informuje o wycofaniu klubowej drużyny piłkarskiej z rozgrywek I ligi mistrzostw Litwy, co jest równoznaczne z jej rozwiązaniem. O tym desperackim kroku zadecydowała niewydolność finansowa. Mimo usilnych starań nie udało się bowiem ani w Macierzy, ani u nas znaleźć sponsora, który posunąłby się dalej niż słowne obietnice.
W tej sytuacji wymowy szczególnej nabierają sukcesy, które w ciągu 24 lat istnienia nasza klubowa jedenastka odniosła: zarówno w rywalizacji w imprezach polonijnych, jak też na Litwie, ambitnie wspinając się po drabinie awansu, uwieńczonego historycznym przebiciem się do I-ligowego grona.
Mimo minorowej nuty, z całego serca dziękujemy wszystkim zawodnikom i trenerom, którzy przez bez mała ćwierć wieku kosztem wielu wyrzeczeń osobistych wykuwali sukcesy drużyny. Na słowa szczerej wdzięczności zasługują też rodacy, wiernie nam kibicujący i próbujący w odezwie na ubiegłoroczny apel klubu poprzez własne datki zaradzić trudnej sytuacji finansowej.
Chcielibyśmy wierzyć, że kiedyś przyjdą lepsze czasy i polski futbol na Litwie się odrodzi.
Stefan Kimso
p. o. prezesa Klubu
Sportowego „Polonia” Wilno
W dwudziestoleciu międzywojennym w systemie oświaty funkcjonowały ośmioklasowe gimnazja, do których uczęszczali uczniowie w wieku od 10 do 18 lat. Uchwała sejmowa z dnia 11 marca 1932 roku wprowadzała od 1932 roku nową strukturę systemu oświaty. Zniosła ona dwie pierwsze klasy dotychczasowego gimnazjum, klasy od III do VI stały się klasami nowego czteroklasowego gimnazjum, a klasy VII i VIII klasami dwuletniego liceum ogólnokształcącego. Warunkiem przyjęcia do klasy pierwszej czteroletniego gimnazjum było ukończenie 12 roku życia oraz wykazanie się wykształceniem, objętym programem sześciu klas szkoły powszechnej stopnia trzeciego. Nauka w gimnazjum kończyła się świadectwem ukończenia gimnazjum nazywanym potocznie małą maturą. Funkcjonowanie gimnazjów zostało przerwane przez drugą wojnę światową. Gimnazja zostały zniesione w roku 1948.
Po zielonych trybunach fanów „Žalgirisu”, krzyczących „Polska kur…”, po liderze kibiców „Žalgirisu” — „Pietų IV” — Ingvarasie Butautasie, który po meczu na łamach jednego z portali straszył odpowiedzialnością karną za hasła „Polskie Wilno” i „Jesteśmy u siebie”. Po tych wszystkich pożal się Boże „kibicach”, którzy na gości z Poznania bluzgali i zagwizdywali śpiewanego na początku meczu „Mazurka Dąbrowskiego”, gdy oddzielał ich kordon policji, a milkli, kiedy policja patrzyła gdzie indziej.
Szczególny zaś niesmak wywołała wiadomość następnego dnia — że na parkingu jednego ze stołecznych hoteli zniszczono dwa samochody gości z Poznania. W obydwu pocięto opony, na karoseriach obu aut wydrapano także literę „Ž” — symbol „Žalgirisu”.