Jeśli chodzi o masowe oblewanie studentów czy też sprawianie problemów z zaliczeniem to zauważyłem, że zazwyczaj to młodzi (świeżo upieczeni) doktoranci są w tej dziedzinie bardziej pojebani niż wykładowcy, którzy mają niemały staż na uczelni. Znam przykład doktoranta, który mieszkał w akademiku, chlał wódę ze studentami i był naprawdę w porządku a gdy tylko uzyskał upragniony tytuł dr przed nazwiskiem od razu zmienił się w zarozumiałego chuja, który traktuje studentów jak kupę gówna zawracającą jemu głowę. Także pod tym względem (oczywiście są wyjątki) starsi doktoranci/profesorowie są bardziej życiowi i ludzcy. Moje wnioski opieram na doświadczeniach z PP.