Wysłany:
2016-07-23, 5:39
, ID:
4637000
50
Zgłoś
Kiedyś pojechaliśmy ze stryjem na wyrobisko pożwirowe, złowić coś na blachę. Było to w dzień po potężnej burzy i stryj zarzekał się, że tego dnia na pewno będą brały okonie. Stryj miał starego mercedesa "okularnika", którego szczerze nienawidził i tylko szukał pretekstu, żeby zgotować mu godną śmierć. Ponieważ od ponad roku nie mógł trafić żadnej dobrej okazji, widok oznakowanego parkingu z usypującą się krawędzią po ulewie, która przeszła dzień wcześniej, przywitał z uśmiechem od ucha do ucha.
Postawiliśmy samochód w najniebezpieczniejszym miejscu i postanowiliśmy trochę pomóc naturze. Wziął gałąź z lasu i zaczął podkopywać podłoże wzdłuż wyżłobin po ulewie, rżnąc pracowicie puste łono, które skalny urobek dawno wydało. Staruszek mercedes zaczął już się osuwać, a stryj coraz rączej sobie poczynał i w tej czynności niecnej zastał go patrol straży gminnej, który podjechał sprawdzić, czy ktoś się nie kąpie (podobno uzyskawszy takowy prikaz od sołectwa po tym, jak w wyrobisku utopiła się dwójka z piątki imprezowiczów).
Pytanie pierwsze zabrzmiało dość ostentacyjnie: co pan wyprawiasz?! Stryj na to: "ratuję samochód" - po czem zaczął zagarniać żwir gałęzią z powrotem, niby w górę. Strażnicy połowicznie zbaranieli, a było ich dwóch, więc wespół złożyć się mogliby na jednego barana. Po chwili jednak zmówili się i zaczęli stryjowi pomagać, podsypując żwir pod przednie koła samochodu. Nie padło ani słowo na temat napędu na tylną oś ani innych sposobów ratowania pojazdu.
Katorga stryja, który nie śmiał wobec powagi organów władzy trząść swym wydatnym brzuszyskiem ze śmiechu, nie trwała na szczęście zbyt długo. Mercedes po kilku minutach uległ prawom grawitacji i zsunął się w wyrobisko z potężnym chlupotem, a ledwo uskoczywszy, strażnicy zaczęli pocieszać stryja, który płaczem rzewnym był się zaniósł.
Dopiero w drodze powrotnej, gdy stryjenka nas odwoziła, stryj wyznał, że nigdy wcześniej w życiu nie spłakał się tak ze śmiechu, natomiast papiery do ubezpieczyciela miały dzięki tej boskiej interwencji pieczęć urzędową, więc stryj dostał pełne odszkodowanie.
Niestety, ja na to, gówniarz jeden, przypomniałem mu, że w morderczym zapale zapomniał o wędkach, które poszły na dno w bagażniku. Na co stryj rozpłakał się rzewnie. Tym razem szczerze.