Przypomniało mi się jak w wojsku robiłem za kierowcę i woziłem wieczorkami oficerków dyżurnych po poligonie honkerem na zwyczajowy objazd. Raz przyjebałem w sarnę, śmierć na miejscu. Zaradny chorąży (tam funkcję OD pełnili i chorążowie) nakazał pomoc ją spakować na tył i zawieźć do swojej chaty. Sytuacja kuriozalna ale 5 dni urlopu nagrodowego załatwił. Ehhh człowiek tęskni za młodością.