Wysłany:
2024-10-25, 23:44
, ID:
6804771
Zgłoś
Dawno, dawno temu..... Kiedy byłem jeszcze uczniem na warsztacie, wrzucaliśmy z drugim uczniem węgiel do kotłowni, właz był akurat w wejściu do biura. Klient przyszedł odebrać auto (Kumpel szefa) Szefoski wysłał go do biura po kluczyki, leżały na parapecie. Gościu zniknął w identyczny sposób, jak ta laska😂 Nie zdążyłem krzyknąć, żeby uważał. Mówi się trudno, chociaż karetką się przejechał, jakieś żebra czy coś mu trzasnęło. W końcówce lotu, próbował brodą hamować o rant włazu, ale szczęka cała, jedynie poobijana😏💩