Aż napisze historię sprzed paru miesięcy w małym miasteczku które zamieszkiwałem. Piątek, ciepły wieczór, wracamy z dwoma kumplami (oboje zapierdalają na siłke) z pizzy. No to najpierw jednego poszliśmy odprowadzić. Idziemy, idziemy, widzimy na horyzoncie na oko 10 typa, idąc bliżej widać było już łysinę i powielające dresiki no to ja, jako że pizda ze mnie a nie wojownik (nigdy w życiu się nie biłem) przeszedłem na prawą strone chodnika i trzymam się ściany kamienicy. Kumple po lewej. I nadlatuje fala. 9 przeszło, ostatni najmniejszy i najgroźniejszy szef całej bandy pierdolnął kumplowi z bara, bo oczywiście nie znalazł miejsca na chodniku. Sekunde później, cała banda zwrócona do nas gębami, kumpel się pluje z tamtym, tamten ledwo sklejał zdania. Dobra, odpuściliśmy, poszliśmy dalej. No i z daleka po odwróceniu widzimy, że idą za nami. Wskoczyliśmy w strone pobliskiego osiedla. "Ty w niebieskim, chodź tu" - "ta sama droga'. No i się zaczeło. O dziwo, byłem pod wrażeniem, reszta 'chłopaków' miała na tyle zasad, by się nie mieszać. Gość dostał taki soczysty wpierdol, że głowa mała. Po chwili widać latarke w smartfonie gościa w oknie jednym z bloków. Gadał coś że zadzwonił na policje. Kumpel gościa trzyma na ziemi aż padł ze zmęczenia. Po jego kumplach został jedynie kurz, został tylko jeden, który wydusił z siebie 'jestes pizda mówiłem Ci że gość jest starszy i wiekszy'. Poczekaliśmy na policję. Przyjechała, nawet 2 suki. Przedstawiliśmy sytuację, sprawdzili kartoteki - my czyści, gość jak to dresik z osiedla miał już swoję występki. Po chwili doszedł alkomat, my trzeźwi, a jemu coś poniżej promila wyszło. Potem chcieli go wziąc jeszcze na krew, nie wiem jak to się skończyło. Wiem jedynie, że go wzieli na 24. Taka oto historia cwaniactwa. Wszystko działo się szybko, postawiłem kumplowi za tą akcje schłodzonego ciachana (akurat był ten boom na ten browar, wiadoma sprawa). :0