Śmiejecie się z tego ale powiem Wam, że to czysta prawda. Sam za łebka grałem w drużynie, która wyglądała identycznie jak ta. Każdy najebany, ledwo się skład kompletowało, na treningach "trener" rzucał nam piłkę i kazał grać, sam ładował browary na ławce. Jak dzień wcześniej była jakaś impreza to wiadomo, że trzeba dzwonić po znajomych bo nie będzie komu grać, robiło się lewe karty w razie kontroli. Tragedia jedna wielka. Nie było hajsu na sprzęt, zrzucaliśmy się po 5zł żeby piłkę kupić, graliśmy w starych strojach które pamiętały lata 80-te. Każdy mecz to przegrana i to z 6 albo 7 do zera w najlepszym wypadku.
Ale wiecie co jest najlepsze w tym wszystkim? Że ludzie mieli dobrą zajawkę, każdy grał bo nie było nic innego, ciekawszego do roboty. Oczywiście każdy i tak chodził 24/7 najebany - jak to w małej wiosce, ale to było coś
Zupełnie przypadkowo zmienił się trener, obecnie ta drużyna znajduje się na szczycie okręgówki:)
Dziękuję za wysłuchanie historii mojego życia