Był w hameryce taki jeden gościu o imieniu Arthur "Bud" Holland. Lubił strzelać przeróżne popisówy swoim B-52 (udokumentowany na filmie przelot na wysokości około metra od gruntu) i srał na przełożonych.
W końcu się z rozmachem rozjebał w 1994 roku.
Tak mi się skojarzyła ta anegdota