ja kiedyś puściłem córkę z Górki Szczęśliwickiej, bała się jak cholera, ale została niespodziewanie popchnięta
już tam na dole trafiła w jakiś dołek i wykurwiła takie figury w powietrzu i chwile później na śniegu, że się zastanawiałem gdzie tu najbliższy ostry dyżur, a ta wstała złapała sanki i zaczęła się na górę wspinać. Male dzieci są nieśmiertelne...