Pierdolicie. Chodziliśmy za małolata na plażę na rzece.Rosła tam taka zajebista wierzba z której skakaliśmy.Była "ustalona,bezpieczna" gałąź.Ale nie.Mnie było za nisko kurwa. Wlazłem tak wysoko jak mogłem,że przez gałęzie nie było widać wody.Tak z 12-14 metrów.Zjebane uczucie jak zdajesz sobie sprawę że jest tam woda ,ale widzisz tylko liście.
Podczas wybicia gałąź na której stałem jebnęła.Zero wybicia,lecę jak jebany prosiak,już wiem że będzie nakurwiać. Ale. Liście w które fartem się zaplątałem, podniosły mi nogo i skok wyszedł jako tako. Żyję.
Tego dnia zostałem rekordzistą wierzby. I przez ogół plażowy wybrany,debilem dnia.