przypomniało mi się jak kiedyś z kumplem wyleczyliśmy cygana co siedział pod kościołem i żebrał... nóżki powyginane i wiadomo "panda" no to chcieliśmy mu ofiarować trochę żołędzi z procy... headshot i wstał jebany! ba, zaczął nas gonić! miny ludzi pod kościołem którzy go dokarmiali drobnymi bezcenne. Więcej już go nie widzieliśmy
więc sądzę, że permanentnie ozdrowiał.