Co tam u Zbyszka?
Siepacze reżimu Tuska brutalnie zmasakrowali Zbyszkowi faks.
No, dyktatura jak chuj.
Ty kurwa sam jesteś faks
Siepacze reżimu Tuska brutalnie zmasakrowali Zbyszkowi faks.
No, dyktatura jak chuj.
Pedały się boją Zjednoczonej Prawicy... i słusznie!
następny z bólem dupska..
"Prokuratura katowicka zawarła w planie śledztwa m.in. element sprawdzenia, czy nie występują powiązania pani Marii Kaczyńskiej ze światem przestępczym. Uzasadnieniem dla tego pomysłu była reakcja pani prezydentowej na zatrzymanie księgowej Marka Dochnala" - to fragment zeznań b. szefa MSWiA Janusza Kaczmarka z zamkniętego posiedzenia komisji odpowiedzialności konstytucyjnej złożonych 6 lutego 2014 r.
Kaczmarek był jednym ze świadków, którzy opowiadali o wszechwładzy Ziobry, gdy po raz pierwszy pełnił on funkcję ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Za nadużywanie władzy i przekraczanie uprawnień komisja chciała postawić go przed Trybunałem Stanu.
Wniosek upadł, bo na głosowanie (25 września 2015 r.) nie przyszło kilku posłów PO i SLD. Ale pod koniec ubiegłej kadencji komisja ujawniła protokoły swoich obrad.
Ich treść potwierdza większość zarzutów stawianych publicznie Ziobrze po upadku pierwszych rządów PiS. Widać też, że forsując nową ustawę o prokuraturze, Ziobro pomyślał o tym, by w przyszłości uniknąć podobnych kłopotów.
Na tropie Marii Kaczyńskiej
Wspomniana przez Kaczmarka sprawa zbadania powiązań żony prezydenta Kaczyńskiego pokazuje, jak daleko może się posunąć politycznie sterowana prokuratura.
Cała historia wzięła się stąd, że w 2006 r. pierwsza dama podjęła interwencję w obronie pracownicy Marka Dochnala, lobbysty, którego zeznania miały dać rządowi PiS amunicję do ścigania w Polsce "układu". Księgowa została aresztowana, mimo że była w zaawansowanej ciąży. Spodziewano się, że w "areszcie wydobywczym" też złoży ważne zeznania.
Maria Kaczyńska apelowała do Ziobry o humanitarny gest i zwolnienie kobiety. Tak znalazła się w kręgu osób, które swoim śledztwem objęła prokuratura w Katowicach, najbardziej zaufana jednostka śledcza ówczesnego ministra.
Tropiąc "układ", Ziobro przekazywał do Katowic sprawy z innych części kraju, po których spodziewał się zebrania dowodów na politycznych przeciwników PiS. Tak było ze śledztwami w sprawie nadużyć gospodarczych, których miał dokonać Andrzej Kratiuk, współzałożyciel fundacji Jolanty Kwaśniewskiej i przyjaciel b. prezydenta RP. Mimo że w dwóch postępowaniach prokuratura w Warszawie nie znalazła podstaw do oskarżenia Kratiuka, Ziobro nakazał wznowienie śledztw w Katowicach.
Kratiuk stanął przed sądem, a do jednej ze spraw został zatrzymany. Kilka lat później doczekał się pełnego uniewinnienia, a sądy w Warszawie i we Wrocławiu poddały miażdżącej krytyce metody działania prokuratury. - Nie wiadomo, po co był ten akt oskarżenia, komu miał służyć i o co w tej sprawie chodziło - mówił sędzia, uzasadniając jedno z orzeczeń oczyszczających Kratiuka. Podczas procesu wyszło na jaw, że prokurator nakłaniał prawnika, by ten mu "dał coś na Kwaśniewskiego".
W trakcie procesu we Wrocławiu okazało się też, że śląscy śledczy wykorzystali sprawę do zbadania stanu majątkowego i powiązań biznesowych ok. tysiąca polityków i działaczy lewicy.
"Samobójstwo" Blidy
Szczytowym osiągnięciem Ziobry w ściganiu "układu" była sprawa domniemanej korupcji Barbary Blidy, wieloletniej posłanki SLD, b. minister budownictwa. Gdy Ziobro został prokuratorem generalnym, śledztwo w sprawie Blidy zostało odebrane prokuratorom, którzy z braku dowodów winy nie chcieli stawiać jej zarzutów. Przekazano je specjalnej grupie młodych asesorów, bardziej skłonnych do podporządkowania się poleceniom z góry.
Plan spektakularnego zatrzymana Blidy uzgadniany był z samym Jarosławem Kaczyńskim. Ówczesny premier zalecał, by nie wyprowadzano jej w kajdankach. Ale przed domem Blidów o 6 rano stała kamera ABW, która film z wyprowadzenia zatrzymanej miała przekazać TVP. A Ziobro szykował się do triumfalnej konferencji, na której miał ogłosić swój pierwszy sukces.
Wszystko pokrzyżowała śmierć Blidy, która po wejściu do jej domu ABW zginęła od strzału z własnej broni. Okoliczności do dziś nie są w pełni wyjaśnione. Przed wejściem ekipy dochodzeniowej z broni znikły odciski palców, a funkcjonariuszka, która była przy Blidzie, dostała nową kurtkę.
Ręczne sterowanie śledztwem, szantażowanie świadków i czysto propagandowe plany zatrzymań w pełni potwierdziły komisje śledcze Sejmu dwóch poprzednich kadencji. Zeznania osób wzywanych przez komisje mówiły o bezpośrednim udziale Ziobry w podejmowaniu decyzji procesowych. Prokuratorzy dostawali polecenia przez telefon, wzywani byli też do Warszawy, gdzie szef ABW Bogdan Święczkowski (zaufany Ziobry, dziś wiceminister sprawiedliwości) dawał im instrukcje.
Kłamczuszek
Na obciążające go informacje o nadużyciach Ziobro reagował rzadko. Wytoczył tylko dwa procesy - pierwszy tygodnikowi "Polityka", który napisał, że jako prokurator generalny kazał sobie przekazywać materiały obciążające opozycję.
Drugi Jaromirowi Netzlowi, b. prezesowi PZU, który przed "komisją naciskową" powiedział, że Ziobro namawiał go do składania fałszywych zeznań. Netzel był razem z szefem MSWiA Januszem Kaczmarkiem oraz komendantem głównym policji podejrzewany o ujawnienie informacji o akcji CBA przeciwko Andrzejowi Lepperowi (afera gruntowa).
Obie sprawy Ziobro przegrał.
W lutym 2015 r. sąd w Gdańsku oddalił powództwo Ziobry przeciwko "Polityce". Sąd uznał, że tygodnik miał prawo przytoczyć materiał, który zdobył w tej sprawie z zamkniętego posiedzenia Sejmu. Była tam mowa o tym, jak Ziobro szukał haków na polityków SLD.
W procesie z Netzlem w sądzie w Warszawie wyszło na jaw, że Ziobro kłamał przed "komisją naciskową". Twierdził tam, że do niczego nie nakłaniał Netzla i w ogóle z nim nie rozmawiał. Netzel przed tą samą komisją zarzucił Ziobrze, że po wybuchu afery namawiał go w rozmowach telefonicznych, by niezgodnie z prawdą obciążył Kaczmarka. Ziobro miał przy tym posługiwać się fragmentami podsłuchanych rozmów Netzla.
Minister zaprzeczał, by w ogóle rozmawiał z Netzlem. Przez wiele miesięcy nie można było znaleźć stenogramów z podsłuchów. Gdy w końcu zostały ujawnione na procesie, sąd przyznał rację Netzlowi, potwierdzając jego wersję.
Wyrok uprawomocnił się pod koniec stycznia 2016 r.
Ziobro przegrał również sprawę z dr. Mirosławem Garlickim, kardiochirurgiem, którego w lutym 2007 r. oskarżył na konferencji prasowej o zabicie pacjenta. Za słowa: "Nikt już nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie", Garlicki domagał się od b. ministra przeprosin. Lekarz wygrał w 2009 r., a Ziobro opublikował w TVN tekst przeprosin tak małą czcionką, że nie można było nic odczytać na ekranie telewizora.
Minister miał też problemy z tego powodu, że zaraz po rozpoczęciu swojego urzędowania nakazał krakowskiemu prokuratorowi Wojciechowi Miłoszewskiemu przynieść do siedziby PiS akta śledztwa, w których były informacje obciążające polityków. Akta oglądał Jarosław Kaczyński, choć wtedy nie był nawet premierem. Po upadku rządu PiS sprawę niezgodnego z przepisami udostępnienia akt badała prokuratura. Stwierdziła, że doszło do przekroczenia uprawnień, ale śledztwo umorzyła, nie znajdując dowodów "działania na szkodę interesu publicznego lub prywatnego".
W 2006 r. z polecenia ludzi Ziobry policja prowadziła działania operacyjne przeciwko dziennikarzom, jednemu założono podsłuch na kilkanaście dni. Chodziło o rzekomy "zamach medialny" na Ziobrę. Niczego nie znaleziono.
Jak się teraz zabezpiecza Ziobro
W przyjętej właśnie nowej ustawie o prokuraturze znalazły się punkty, które w przyszłości uniemożliwią postawienie Ziobry przed Trybunałem Stanu lub skierowanie przeciwko niemu zarzutów karnych. Nie będzie już możliwości ścigania nadużyć, takich jak te ujawnione podczas prac komisji odpowiedzialności konstytucyjnej, a wcześniej komisji śledczych badających śmierć Barbary Blidy oraz naciski na organy ścigania.
W świetle tych przepisów prokurator generalny jako bezpośredni przełożony każdego prokuratora będzie mógł im wydawać polecenia, także dotyczące czynności procesowych, np. by wszcząć śledztwo, postawić zarzut, aresztować, oskarżyć. Będzie mógł też zlecać policji i służbom czynności operacyjne wobec konkretnych osób, np. prowokację, billingowanie, śledzenie.
Inny przepis ustawy zwalnia prokuratora - a więc również Ziobrę - od odpowiedzialności za przekroczenie uprawnień spowodowane "dbałością o interes publiczny". Ten punkt zdaje się skrojony pod naruszenia prawa podobne do tych, których minister dopuszczał się w latach 2005-07.
Szanowny Panie Komisarzu,
nie mam w zwyczaju odpowiadać na niemądre uwagi o Polsce wypowiadane przez zagranicznych polityków, bo świadczą one o nich samych. Ale do tego listu sprowokowało mnie to, czego Pan nie powiedział, a czego od Pana – jako komisarza Unii Europejskiej odpowiedzialnego za media – oczekiwałem.
Opinią publiczną w Niemczech, a także w Polsce wstrząsnęły masowe seksualne ataki na kobiety, do których doszło w sylwestrową noc w niemieckich miastach. Wydarzenia, które budzą obawę także o bezpieczeństwo przebywających w Niemczech Polaków, zostały na kilka dni zatajone przez niemieckie media. Były minister spraw wewnętrznych Niemiec Hans-Peter Friedrich nazwał to wręcz kartelem milczenia. Cenzurowanie tych informacji przez niemieckie media wprawiło w osłupienie opinię publiczną na świecie. Na próżno czekałem na zdecydowaną reakcję z Pańskiej strony na tak rażące naruszenie prawa obywateli do informacji. Doszedłem do przykrego wniosku, że łatwiej Panu mówić o fikcyjnych zagrożeniach dla wolności mediów w innych krajach niż piętnować cenzurę w swojej ojczyźnie.
Panie Oettinger,
tydzień temu w wywiadzie dla „Frankfurter Allgemeinen Sonntagszeitung” skrytykował Pan działania wybranego demokratycznie polskiego parlamentu i rządu, które mają przywrócić obiektywizm i niezależność mediów publicznych w Polsce. Zażądał Pan, by postawić Polskę pod nadzorem.
Tego rodzaju słowa, wypowiadane przez niemieckiego polityka, budzą wśród Polaków jak najgorsze skojarzenia. Także moje. Jestem wnukiem polskiego oficera, który w czasie II wojny światowej walczył w podziemnej Armii Krajowej z „niemieckim nadzorem”.
Szanowny Panie Komisarzu,
Gdzie Pan był, kiedy w czerwcu 2014 roku agenci służb specjalnych wdarli się do redakcji jednego z największych tygodników w Polsce „Wprost” i szarpali się z jego redaktorem naczelnym, żeby wydrzeć mu przenośny komputer z nagraniami kompromitującymi ówczesny rząd, na czele którego stał obecny szef Rady Europejskiej Donald Tusk?! W Pana ojczystym kraju podobne wtargnięcie do redakcji tygodnika „Der Spiegel” było w 1962 roku wielkim skandalem i doprowadziło do upadku rządu.
Dlaczego umknął Pańskiej uwadze fakt, o którym wielokrotnie informowały wszystkie polskie media, że ponad 80 polskich dziennikarzy i prawników, którzy zajmowali się sprawą kompromitujących poprzedni rząd nagrań znalazło się na podsłuchu?! Służby specjalne wykorzystywały tajnych współpracowników, żeby inwigilować niezależne redakcje.
Czy znajdzie Pan usprawiedliwienie dla zwolnienia pół tysiąca pracowników Telewizji Polskiej i zmuszenia ich do zatrudnienia się w zewnętrznej firmie na upokarzających warunkach dokonane za czasów rządów PO-PSL?! Te partie to przecież Pana koalicjanci w EPL w Parlamencie Europejskim. Wstępem do tych masowych czystek w telewizji publicznej było odwołanie kilkudziesięciu niezależnych dziennikarzy wkrótce po przejęciu władzy przez ówczesną ekipę rządową.
Jak Pan oceni fakt, że poprzedni rząd doprowadził do zwolnienia redaktora naczelnego i dziennikarzy niezależnego, opiniotwórczego dziennika „Rzeczpospolita” oraz poczytnego tygodnika „Uważam Rze”? Większość udziałów w obu gazetach ówczesny rząd przekazał w ręce zaprzyjaźnionego biznesmena. Dymisje były konsekwencją jednego tylko artykułu, który stawiał w wątpliwość rządowe ustalenia śledztwa w sprawie katastrofy samolotu w Smoleńsku, w której zginął wywodzący się z przeciwnego obozu politycznego prezydent Polski.
Dlaczego milczy Pan, gdy niemiecko-szwajcarskie wydawnictwo Ringier Axel Springer, właściciel kilku mediów w Polsce w tym tygodnika „Newsweek”, w drastyczny sposób uchybia bezstronności prasy i otwarcie wspiera wymierzone w demokratyczny polski parlament i rząd protesty?! Władze tego zagranicznego koncernu z aprobatą oceniły zachowanie redaktora naczelnego „Newsweeka” Tomasza Lisa, który wyszedł z roli dziennikarza i podczas ulicznej manifestacji podsycał antyrządowe wystąpienia. Milczałby Pan, gdyby szef największego niemieckiego tygodnika „Der Spiegel” Klaus Brinkbäumer demonstrował w centrum Berlina, domagając się usunięcia, przez masowe protesty, rządu Angeli Merkel?!
Szanowny Panie Komisarzu,
w Pańskim ojczystym kraju, w Niemczech, funkcjonuje powiedzenie: „cuius regio – eius radio”, a więc „czyja władza– tego radio”. Sprowadza się do prostej zasady, że szefów publicznych rozgłośni i telewizji wyznaczają politycy sprawujący aktualnie władzę. Ustawa o mediach, nad którą pracuje polski rząd, przewiduje znacznie bardziej demokratyczne rozwiązania. Zakłada, że Radę Narodową Mediów będą wybierać prezydent i obie izby parlamentu.
Nie mam Pańskiego tupetu, żeby pouczać Niemców, by przyjęli podobne zasady. Nie będę też wzywać, by w związku z cenzurą informacji o sylwestrowych atakach opuszczać niemiecką flagę do połowy masztu – tak, jak to Pan proponował kiedyś uczynić z flagami państw Unii Europejskiej, które są zadłużone wobec Niemiec. Proszę, żeby Pan – choćby ze względu na powagę swojego urzędu – zachował w swoich wypowiedziach większą powściągliwość, a przede wszystkim obiektywizm.
Łączę wyrazy szacunku
Zbigniew Ziobro