Gdyby Policjant, do którego strzelano, przerwał ogień po tym, jak napastnik upadł na ziemię, nie postrzeliłby swojego kolegi- oczywiście zabicie napastnika było prawnie i moralnie uzasadnione, jednak opanowanie chęci strzelania ocaliło by nogę kolegi.
Druga sprawa, że to wina postrzelonego policjanta i kolegów, że stanęli w lini ognia.
Środkowe nagranie w 3:23, policjant chowający się za środkowym autem dostaje postrzał w nogę. Ja się pytam od kogo? Nie wyglada, żeby sam się postrzelił, uciekinier też już ładnie leży, czyżby rykoszet po ziemi od policjanta z dolnego auta?