Akurat Fronczewski to jedyne chyba światełko w tunelu polskiego voice actingu w grach. To co u nas się wyprawia w tym temacie po prostu przewraca flaki. Recepta na głos w typowej polskiej grze to:
-weź trzech ciuli z akademika informatyki
-poinstruuj ich że mają zrobić głos jakby właśnie srali
-myśl że masz dobrze podłożone głosy
Tak jest w 95% gier. Doszło już do tego że w niektóre czysto polskie tytuły (np. Wiedźmin jedynka) celowo grałem w angielskie wersje bo nie mogłem powstrzymać dreszczu wkurwienia i obrzydzenia przy praktycznie każdym dialogu. Bardzo mnie to boli bo oczywiście chciałbym grać w polskie wersje i dobrze się bawić.
Najwyżej "opiwkowany" komentarz jest po prostu doskonałym przykładem. Nawet zabawne i sensowne teksty, zgodzę się. Ale co ten aktorzyna wyprawia? Czy ktoś kiedykolwiek spotkał w życiu człowieka który do niego tak mówił? Dlaczego obcojęzyczni aktorzy rozumieją że sztuka podkładania głosu to sztuka wyrażania emocji, wzbogacania znaczenia, dorzucenia szczypty humoru, nadawania atmosfery itede itepe. A nasi po prostu robią sztuczny głos idioty i myślą że są fajni.