Takie pokraczne wehikuły z 1962 roku, ledwo jeżdżące i uklecone ze śmieci to tylko w tych azjatyckich gównostanach, które mają aspirację być krajami porównywalnymi z europejskimi, a ledwo co opuściły kurwidołek czwartego świata na rzecz trzeciego.
I tak wiem, indie i Chiny mają mega gospodarki, ale chodzi o to, że tam 1% populacji ma 90% majątku, a miliard niepiśmiennych ameb, w gównianych warunkach urągających jakimkolwiek standardom zapierdalają w kołchozie po 16 godzin na dobę za michę ryżu albo 20 rupii za dobę. A ogólnie pojęty dobrobyt mierzy się według mnie według stopnia zamożności społeczeństwa, jego swobodzie, możliwości rozwoju, pracy i zadowoleniu, a nie po bogactwie "kraju", czytaj: najzamożniejszych złodziei i dyktatorów.