voidinfinity napisał/a:
Obrazek
A potem się dziwicie, jak tacy jak ja - uważają was za jedną bandę bez względu na to w którego wymyślonego przyjaciela wierzycie
Okay, nie mam nic przeciwko temu
.
piotrek_poldek napisał/a:
Mam wrażenie, że pomieszaliśmy trochę pojęcia. Chodziło mi bardziej o istnienie prawdy absolutnej jako takiej w sensie ontologicznym, czy epistemologicznym, bo problem prawdy miesza te dwie dziedziny. Natomiast kwestia prawdy w sensie teologicznym, to trochę inna sprawa. Widział bym to w dwóch kwestiach.
1. Prawda absolutna w teologi chrześcijańskie.Czyli twierdzenie, że jest jedna obiektywna prawda pochodząca od Boga, Bóg jest prawdą itd. Jest to gigantyczny wkład chrześcijaństwa w filozofię, i dzięki temu mogła wykształcić się nauka. Jako metoda dochodzenia do prawdy.
2.Prawda teologiczna czyli jak zauważyłaś, kto ma prawo decydować jak ma być. Nie wiem czy słowo prawda tu jest odpowiednie, tu bardziej chodzi o autorytet interpretacyjny. No i co by nie mówić KK jako bezpośredni kontynuatorzy Św. Piotra, są jak dla mnie najważniejsi.
Jeśli więc będziemy prawdę rozpatrywać pod kątem ontologicznym, nie sposób powiedzieć, że ktokolwiek kiedykolwiek nie wierzył w prawdę
. No może z pominięciem Gorgiasza z Leontinos, który raczej jako żart napisał traktat, dzięki któremu zyskał sławę jako 'nihilista ontologiczny' - "O naturze albo niebycie".
Kościół katolicki pojmuje prawdę za pośrednictwem św. Augustyna i Tomasza po platońsku: prawdą jest to, co istnieje, a prawdą absolutną jest to, co jest warunkiem dla prawdy. Jako że w każdym bycie zaimplementowane jest prawo naturalne, które podporządkowane jest prawu boskiemu, zgodnie z filozofią Tomasza, każdy byt zależny jest od Boga - stąd też augustiańskie utożsamianie zła z niebytem, dobra zaś z bytem [jak, przykładowo, solówka jazzowa jest zła wtedy, kiedy brakuje jej proporcji solówki 'doskonałej', czy może "idealnej"] (później Newton na tej podstawie stworzył obraz Boga, jako zegarmistrza świata stale nakręcającego genialny matematyczny mechanizm świata).
Jeszcze przed Platonem pitagorejczycy utożsamiali prawdę jako byt, ale już poprzez liczbę o dwojakiej naturze - "prawdziwie ontologicznej" - czyli matematyce, oraz liczbie "ograniczonej" [peras, czyli to, co ograniczone oraz apeiron, czyli to, co nieograniczone].
Czy laicy uznają prawdę ontologiczną? Jak najbardziej. Zapytaj się takiego voidinfinity co jest prawdą, a on odpowie ci, że są nią, mówiąc po grecku, cząsteczki ziemi, ognia, powietrza i wody. Czy jest to prawda absolutna? Cóż, materia jest wieczna, niezniszczalna, niezmienna [można powiedzieć, że zmienia się wyłącznie modus materii - materia zawsze jednak pozostaje materią], czyli posiada wszystkie "cechy gatunkowe" "bytu absolutnego".
piotrek_poldek napisał/a:
Teoretycznie nie. Można uznać, że istnieje prawda, ale nie jest ona poznawalna. I są na to dosyć mocne dowody np. twierdzenie o niedowodliwości prawdy tarskiego
Nie mieszajmy prawdy semantycznej z prawdą teologiczną albo ontologiczną
. Bo o ile prawda teologiczna jeszcze jakoś z prawdą ontologiczną może współpracować, znaki służą tamtym dwóm jedynie przy opisie.
piotrek_poldek napisał/a:
Zresztą, brak transparentności prawdy nie oznacza nieistnienia prawdy jako takiej. Może być np. jak w fizyce. Nigdy nie otrzymuje się idealnie dokładnych wyników, ale każdy następny zbliża nas do prawdy.
No, chodziło mi wcześniej rzeczywiście o "prawdę teologiczną". Samo to pojęcie wydaje mi się podejrzane właśnie ze względu na znak równości stawiany przez wierzących pomiędzy tym, co jest absolutne, a tym, w co oni wierzą. Czy pokora nie jest przypadkiem cnotą niemal każdej religii?
piotrek_poldek napisał/a:
No muszę przyznać, że ciężko. Czytałem już jakiś czas temu, i nie dość, że sam koran się ciężko czyta, to jeszcze czytanie polega na przeskakiwaniu na te niektóre ciekawsze wersety.
Kompletnie się nie zgodzę. islam jeśli nawet to nie religia szatana to dużo jej nie brakuje. To zwyczajna ideologia podboju, nie mająca nic wspólnego ze sprawiedliwością, a już z pewnością z jakąś uczciwą etyką. Podstawowe rozróżnienie na naszych , i wrogów, ogólne zasady od których jest masę wyjątków, w zależności od miejsca siedzenia.
I tu następna kwestia. ST I NT trzeba interpretować razem, i mieć pogląd całościowy. Tak samo uzupełnieniem Koranu są hadisy, i w tym kontekście islamu już kompletnie wygląda jak średniowieczny nazizm.
Oczywiście że Koran jest tekstem średniowiecznym
. W końcu powstał w umyśle człowieka, który to żył w świecie ognia i broni. Czy jest to 'ideologia podboju'? W żadnym wypadku. Raczej 'ideologia obrony'. Przed każdym ciśnięciem gromu pojawia się warunek: JEŚLI CIĘ ZAATAKUJE/BĘDZIE UZURPOWAŁ i tak dalej. Znamienne jest także to, że wszelaką formę gwałtu na wolnej woli koran traktuje jako 'grzech' jeśli nie porównywalny z morderstwem, to jeszcze gorszy. Oczywiście podmiotem wiary są w Islamie mężczyźni; nie ma się jednak co dziwić - jest to religia stworzona dla potrzeb ludu walczącego o przetrwanie.
Wiesz zapewne także, że nie ma w społeczności islamskiej jednego autorytetu, którego interpretacje uznawane byłby przez wszystkich wiernych jako prawomocne. Z tego względu zależnie od interesu promowanej idei, różni wybierają i interpretują sobie różne hadisy.
piotrek_poldek napisał/a:
W praktyce powiedział bym, że raczej pojmowanie Boga, etyki to kwestia bardziej przygodna wśród zwykłych ludzi. Bo ktoś jest np. katolikiem i będzie nim do śmierci, a niektóre poglądy teologiczne to może zmieniać od kazania do kazania. Zwyczajnie dlatego, że się czegoś nowego dowie.
Jeśli ktoś nie myśli poważnie o Bogu albo etyce, trudno go nazwać w ogóle wiernym. Bo jakże można wierzyć w coś, nie wiedząc co to jest? Tak jak nie można marzyć o jakiejś rzeczy materialnej, o której się nie wie, że ona istnieje [chodzi mi przy tym o "marzeniu celowym" (nakierowanym na cel), jak na przykład: "człowiek antyczny nie mógł marzyć o tym, by dostać iphone'a"].